Jeśli ktoś nie śledził na żywo wyścigu Tour de Pologne i sprawdził jedynie klasyfikację generalną, to mógł dojść do wniosku, że tegoroczna edycja TdP była bardzo ciekawa i nic nie było pewne do ostatniego etapu. Nic bardziej mylnego. Niewielkie różnice czasowe w „generalce” są dowodem na to, że wyścig był znowu zbyt prosty, a o końcowym zwycięstwie zadecydowały ułamki sekund na sprincie pomiędzy kilkunastoma kandydatami do zwycięstwa.
Gliczarów to nie L’Alpe d’Huez, Strbskie Pleso to nie Mont Ventoux. Nie zmienia to jednak faktu, iż w Polsce można pojeździć na rowerze pod górkę, bo warunki ku temu są. Niestety Lang Team nie korzysta z tego. Moim zdaniem to błąd i wyścig na tym sporo traci. Nasz narodowy tour jest rajem dla sprinterów i spacerem dla górali. Niestety.
Płaskich etapów nie komentuję. Były ucieczki, Polacy robili,
co mogli, ale peleton - z jednym wyjątkiem - z premedytacją połykał
uciekinierów. Zatem wszystko zgodnie z planem. Tylko w Warszawie kibiców jak na
lekarstwo. Pustki na trasie. Wyglądało to słabo. Stolica rozpisywała się przed
wyścigiem, że TdP to samo zło, bo będą korki w mieście. I ta propaganda
zadziałała. Nie umiemy się cieszyć imprezą sportową na wysokim poziomie. Wolimy
narzekać i szukać dziury w całym. To takie polskie, a nazwa wyścigu przecież
zobowiązuje...
Prawdziwe ściganie teoretycznie zaczęło się na trasie z Zakopanego do słowackiego Strbskiego Plesa. Ale dla zawodników z World Tour to były hopki. Jak zwykle uciekał Rutkiewicz szukając swojej szansy na mokrych zjazdach, ale nie wyszło. Na szczęście poprawił Majka! To nie był etap pod niego. Za krótki, za szybki, ale Polak jest tak pewny siebie po Tour de France, że objechał wszystkich na sprincie pod górę! Szacun, brawa! Jestem w siódmym niebie. Czekaliśmy na to dziesięć lat!
Prawdziwe ściganie teoretycznie zaczęło się na trasie z Zakopanego do słowackiego Strbskiego Plesa. Ale dla zawodników z World Tour to były hopki. Jak zwykle uciekał Rutkiewicz szukając swojej szansy na mokrych zjazdach, ale nie wyszło. Na szczęście poprawił Majka! To nie był etap pod niego. Za krótki, za szybki, ale Polak jest tak pewny siebie po Tour de France, że objechał wszystkich na sprincie pod górę! Szacun, brawa! Jestem w siódmym niebie. Czekaliśmy na to dziesięć lat!
Ale gdy emocje już
opadły, jak po wielkiej bitwie kurz, to co zobaczyłem w klasyfikacji etapu?
1 Rafał
Majka (Pol) Tinkoff-Saxo 4:30:38
2 Benat Intxausti Elorriaga (Spa) Movistar
Team
3 Jon Izaguirre Insausti (Spa) Movistar Team
4 Gianluca Brambilla (Ita) Omega Pharma -
Quick-Step
5 Warren Barguil (Fra) Team Giant-Shimano
6 Samuel Sanchez (Spa) BMC Racing Team
7 Davide Formolo (Ita) Cannondale
8 Lars Petter Nordhaug (Nor) Belkin Pro
9 Andrey Amador Bakkazakova (CRc) Movistar
Team
10 Przemysław Niemiec (Pol) Lampre-Merida
11 Serguei
Firsanov (Rus) RusVelo
12 Wout
Poels (Ned) Omega Pharma - Quick-Step
13 Julian David Arredondo Moreno (Col) Trek
Factory Racing
14 Pieter Weening (Ned) Orica Greenedge
15 Gorka Izaguirre Insausti (Spa) Movistar
Team
16 Ryder Hesjedal (Can) Garmin Sharp
17 Peter Velits (Svk) BMC Racing Team
18 Maxime Bouet (Fra) AG2R La Mondiale
19 Giampaolo Caruso (Ita) Team Katusha
20 Marek
Rutkiewicz (Pol) CCC Polsat Polkowice
21
Christophe Riblon (Fra) AG2R La Mondiale
22 Robert Gesink (Ned) Belkin Pro
Wygrał Majka, ale
dwudziestu jeden kolarzy dojechało do mety nie tracąc do niego nawet sekundy.
Koszulkę lidera zachował Czech Petr Vakoc, który absolutnie nie wierzył, że
będzie w stanie nawiązać walkę w górach. No ale gór nie było...
Na kolejnym etapie
Majka znów "rzucił bombę", której nikt nie był w stanie wytrzymać. W
trupa i na zapieku, bo jak mówi Majka:
Skoro czuję, że mnie boli, to tych z tyłu też musiało boleć.
Majka góry przenosi!
Żeby jeszcze tylko przekonał Czesława Langa, aby ten przeniósł nam etapy
płaskie bliżej Karkonoszy i Tatr. Pomarzyć można. Ja tam szczegółów nie znam,
ale domyślam się, że chodzi o pieniądze. Ile zapłacił Gdańsk, Kraków, Toruń,
Rzeszów i Warszawa za przejazd peletonu i promocję swojego regionu? Podejrzewam,
że Karpacza i Kotliny Kłodzkiej na to nie stać.
Kiedyś narzekałem na wyścig dookoła Polski, bo kolarze co
roku ścigali się we wrześniu w brzydkiej pogodzie i tylko na jednym dużym
podjeździe w Karpaczu. Kilkudziesięciu zawodników w ogóle nie kończyło imprezy,
a ci, którzy poradzili sobie z niską temperaturą i z Orlinkiem wyglądali, jak
po przejechaniu Paryż – Roubaix. Jako kibic cieszyłem się ze zmiany trasy i
przenosin w Tatry.
Zwycięzca etapu w TdP 2005 i całego wyścigu w 2013 roku |
Różnorodność jest potrzebna. Należy dać szansę promocji i
organizacji innym miastom. Jednak nie myślałem wtedy, że tak szybko zatęsknię
za Karpaczem. Uważam, że katowanie Orlinka może być nużące, ale ten szczyt powinien
znaleźć się znowu na trasie Tdp. Bo lepszy
Orlinek od płaskiego odcinka z metą w Krakowie. Nasz wyścig jest zbyt krótki i
nie możemy sobie pozwolić na etapy przyjaźni albo łatwe i krótkie czasówki po
płaskim terenie w ostatnim dniu imprezy. To nic nie zmienia, nic nie wnosi.
Można wygrać dwa hopko-górskie"królewskie" etapy w Tatrach, później stracić
zaledwie 18 sekund na płaskiej czasówce i przegrać wszystko. I zwycięzcą całego
wyścigu jest ktoś kto w górach woził się blisko, ale jednak za plecami lepszych
od siebie i wyskoczył na krakowskim rynku na płaskim.
Kto pamięta sprzed kilku lat górala Marka Rutkiewicza
uciekającego po płaskim, jak stół rynku w Krakowie, ten prawdopodobnie zgadza
się z moją opinią. Czysta desperacja. Najgorzej, jak są siły, motywacja i
chęci, a nie ma gdzie się wykazać.
Wspominał przecież kiedyś Sylwester Szmyd, że była na TdP „noga”,
ale brakowało terenu. I pomyśleć o ile mogłoby podskoczyć nam ciśnienie (i
kolarzom oczywiście), gdyby ostatni etap zakończył się na podjeździe…
O zwycięstwie w całym wyścigu, który kończy się w okolicach Tatr, powinna zadecydować samotna ucieczka i zgubienie rywali na wzniesieniu. A tu nie było, gdzie i kiedy odskoczyć i zmęczyć przeciwnika.
Wiem, że etapy płaskie też są potrzebne. W końcu sprinter, to też kolarz. Dlatego powinni oni mieć swoje przysłowiowe pięć minut. Ale zaznaczam - 5 minut, a nie cztery czy pięć etapów.
Marzy mi się TdP po południowej Polsce. Od Tatr po Karkonosze.
Orlinek, deszcz, zimno. Tak bywało w Karpaczu. |
Mamy Karpacz z dobrą bazą hotelową i ze wspomnianym
Orlinkiem. Są obok przełęcze: Okraj, Kowarska, Rędzińska. Jest Zieleniec i
czeskie szosy z fajnymi i trudnymi podjazdami. Wystarczy spojrzeć na przekrój
Klasyka Kłodzkiego. A później przejazd w Tatry, czyli Zakopane, Bukowina,
Gliczarów. Jest gdzie się ścigać pod górę. Czas na zmiany i rewolucję w tym
wyścigu. Inaczej kibice przed telewizorem zasną...
Czesław Lang |
Moja filozofia i rada dla organizatorów jest prosta:
Kto szykuje się, by zdobyć Mount Everest, ten na pewno wejdzie chociaż na takie nasze Tatry. A kto myśli o górce przed domem, nigdy nie spojrzy na świat z szerszej perspektywy.
I tyle na dziś, bo czas goni nas, czyli czas na czasówkę...
Tomasz Armuła
0 comments:
Prześlij komentarz