Co zrobił Patryk Dudek?

Dwadzieścia jeden lat interesuję się żużlem, więc myślałem, że ta dyscyplina niczym negatywnym mnie już nie zaskoczy, ale ostatni tydzień przyniósł sporo rozczarowań. Oto pierwsze z nich.

Patryk Dudek zawieszony z powodu stosowania dopingu. Takich rzeczy w czarnym sporcie jeszcze nie widziałem. Jestem zaskoczony, bo żużel nie kojarzy mi się z dyscypliną, która wymaga wielkiego wysiłku fizycznego. Ja nie mam wątpliwości, że "parę" trzeba mieć, aby się utrzymać na motocyklu bez hamulców, ale bez przesady. Maratończykiem czy kolarzem żużlowiec nie jest i nie musi być.
Problem tu może być inny. Jeśli żużlowcy się czymś wspomagają, to raczej chemią na pobudzenie, żeby nie zasnąć na żużlowej kierownicy albo za samochodowym kółkiem. W sobotę Grand Prix, w niedzielę liga polska. Później Anglia, Szwecja, czasami Dania, Czechy. Tysiące kilometrów tygodniowo. Takie wycieczki mogą zabić każdego, a klub wymaga. I kibice też. Presja ciąży.

I kolejna niespodzianka. Okazuje się, że w żużlu są kontrole antydopingowe. Nawet nie wiedziałem. Do tej pory nie mówiło się o tym głośno. No i Dudek wpadł. Wziął "dopalacz" i sprawa ujrzała światło dzienne. I teraz są dwa wyjścia:

1. Patryk Dudek jest oszustem i zrobił to z premedytacją, bo wiedział co bierze, a wie co jest zabronione.

2. Patryk Dudek jest totalnym amatorem, który nie traktuje swojego zawodu serio, bo wziął odżywkę nie czytając jej składu i nie konsultując tego z nikim.

Skłaniam się ku drugiej opcji, ale to nie ma większego znaczenia, bo kara może być tylko jedna - DYSKWALIFIKACJA. I nie ma zmiłuj. Światowa Agencja Antydopingowa stworzyła listę zakazanych środków i wyjątków dla żużlowców nie będzie. Kolarze zazwyczaj dostają bite dwa lata i rzadko ktoś rozpacza po wpadce, bo wie w co się bawi. Nie sądzę, aby w przypadku Dudka ktoś miał wprowadzić taryfę ulgową. Decyzję podejmuje ktoś dużo wyżej, więc polskie żużlowe towarzystwo wzajemnej adoracji sprawy nie wyciszy.

W sporcie zawodowym nie ma tłumaczenia, że bierze się coś nieświadomie. Spójrzmy na kolarzy. Tam problem dopingu jest duży. Dlatego są paszporty biologiczne i nachodzenie kolarzy w środku nocy w ich domach, aby pobrać próbki moczu i krwi (Projekt Adams). A w ramach ciekawostki do "Rodziny Adamsów" należy Jarosław Hampel i Tai Woffinden. Taką ciekawą informację podali dziennikarze podczas meczu ligowego w nSport. Nie miałem o tym pojęcia. Nie zmienia to jednak faktu, że żużlowcy powinni mieć pojęcie o tym co biorą. Ale nie mają. W Magazynie Żużlowym Enea Ekstraliga dziennikarz zapytał żużlowca Pawła Przedpełskiego, czy ma w kontrakcie informację dotyczącą dopingu, stosowania zakazanych substancji, itd. Żużlowiec  z rozbrajającą szczerością odpowiedział, że... NIE PAMIĘTA.

To jest absurd. Totalna amatorka. Brak profesjonalizmu ze strony sportowca. Ktoś powie, że młody jest i głupi. Średnie tłumaczenie. Ale o ile jeszcze można wybaczyć dzieciakowi, że ma siano w głowie zamiast mózgu, to od Mirosława Kowalika wymagałbym więcej.
Otóż były świetny zawodnik i autorytet dla wielu młodych żużlowców stwierdził na żywo przed kamerami, że: 


Zawodnicy nie mają czasu na czytanie wszystkich etykiet, które widnieją na odżywkach.


Myślałem, że się przesłyszałem. Takie słowa to przysłowiowy gwóźdź do trumny dla  tego sportu. To jak potwierdzenie, że żużel to amatorka dla kretynów, którzy nic nie wiedzą, nic nie czytają, bo jedyne na czym się skupiają to skręcanie w lewo. 

Żaden kolarz z profesjonalnej grupy zawodowej nie wypije nawet łyka wody z butelki, którą poda mu na trasie kibic. Co najwyżej wyleje ją sobie na głowę. Dla osób myślących powód jest oczywisty.  Nie ma brania czegokolwiek w ciemno. Wszystko konsultuje się z lekarzem i kierownictwem grupy sportowej. To jest PRO. To jest sport przez duże "S". Jeśli kolarz bierze koks to z premedytacją. Jak wpada to zazwyczaj w końcu przyznaje się, bo mówienie, że nie wiedział co robi jest jeszcze bardziej żenujące od brania w żyłę. Żużlowcy, uczcie się od kolarzy! Profesjonalizmu, rzecz jasna, nie brania dopingu. Wbrew pozorom kolarstwo ma też jasne strony.

Wszyscy w żużlowym środowisku w szoku i jest wielkie poruszenie. Dziennikarze nSport i działacze bronią Dudka.
Bo nie chciał.
Bo nie wiedział.
Bo to nieporozumienie.
Ludzie, czas się opamiętać i nie kierować się emocjami.  Komisji antydopingowej nie weźmie się na litość. Udowodnić, że jest się naprawdę głupim? To nie przejdzie, choć na pierwszy rzut oka widać, że żużlem kręci ludka głupota.

Żal mi Patryka Dudka, bo to  światowej klasy żużlowiec i talent jakich mało. Ale facet jest ofiarą własnej głupoty i co gorsza - środowiska, w którym kręci się w lewo. Żużel jest zaściankowy. Trzęsie się w posadach od afer i głupich decyzji podejmowanych przez działaczy, którzy często są oderwani od rzeczywistości.  

Kocham żużel i kolarstwo. Kolarstwo za profesjonalizm zawodników i grup sportowych, czyli za wyniesienie sportu na bardzo wysoki poziom. Żużel kocham za proste zasady i odwagę żużlowców, bo nie mają żadnych zahamowań, czyli hamulców.
Ale od miłości do nienawiści krótka droga. W kolarstwie nienawidzę dopingu i zakłamania wielu oszustów, którzy przez lata niszczyli ten sport. Żużla wstydzę się za jego zaściankowość, słomę w butach prezesów i działaczy. Gardzę nim za przyzwolenie na brak profesjonalizmu. Ze smutkiem stwierdzam, iż  speedway ma zielone światło na bylejakość. 

I ofiarą takiego chorego, byle jakiego systemu jest Patryk Dudek.

Tomasz Armuła
 

0 comments:

Prześlij komentarz