Żądło Szerszenia rządzi

Żądło Szerszenia to wyścig stworzony dla mnie. Droga płaska jak stół i dystans 75 kilometrów, czyli w sam raz na moje możliwości. Zapowiadali na sobotę deszcz, ale skończyło się na strachu, bo pogoda była idealna. Na starcie prawie 800 osób. Frekwencja robiła wrażenie, ale organizatorzy stanęli na wysokości zadania i o jakimkolwiek zamieszaniu nie było mowy. Każdy wiedział skąd i o której godzinie startuje. W biurze zawodów bez żadnych kolejek po odbiór numerów i pakietów startowych.
Start honorowy

Zawodnicy byli wypuszczani na start co dwie minuty w grupach dziesięcioosobowych. Pomysł dobry, bo dzięki temu nie było chaosu na starcie i 800 osób nie pozabijało się w mega peletonie. Pech chciał, że nie załapałem się  do jednej grupy ze znajomymi, więc poczekałem kilka minut na nich po swoim starcie, żeby nie pedałować prawie trzech godzin solo. Zegar tykał, ale co tam-przyjechałem dobrze się bawić w grupie, a nie po zwycięstwo. Przy dobrej współpracy z sąsiadem i Piotrkiem i zgodnej jeździe na zmiany udało sie utrzymać średnią ponad 30 km/h. Tylko byliśmy w lekkim szoku, gdy minęliśmy linię mety, a na liczniku mieliśmy lekko ponad 60 kilometrów zamiast 75. Czas 1:57. Miejsce 197 na 291 startujących na dystansie niby 75 km. Na kresce lekka konsternacja. Wszyscy pytają, czy to na pewno meta, bo coś się nie zgadza. Bidony pełne wody, w kieszonce żele i batony energetyczne, w nogach jeszcze moc, bo każdy nieco inaczej rozłożył siły.

Meta

I tu kilka słów o minusach i rzeczach do poprawy na przyszłość. Wiele tego nie ma, ponieważ to był najlepszy i najlepiej zorganizowany wyścig, w którym brałem udział. Zbyt wiele tego w moim życiu nie było, ale jakieś doświadczenie i rozeznanie już mam.


Losowy dobór osób do grup na stracie. Nie zauważyłem możliwości, aby tworzyć własne grupy, czyli wybierać sobie zawodników do wspólnego startu. Czy wpisanie takiej samej nazwy grupy kolarskiej przy zapisach sprawiłoby, że wylądowałbym w jednym teamie ze znajomymi? Jeśli tak, to zwracam honor. To był mój debiut i możliwe niedopatrzenie.


Długość trasy nie zgadzała się z tą podaną przed startem przez organizatorów. I nie czepiam się szczegółów. 75 kilometrów a 63, to jest spora różnica. W momencie, gdy miałem wyrzucić bidony, zjeść ostatniego batona i przeprowadzić ostateczny atak, żeby urwać grupę i samotnie dojechać do mety, jako zwycięzca (taki żart i rozbujała wyobraźnia...), to... zobaczyłem kreskę :) Lekki szok. Kolega ustalił po kilku godzinach, że wszyscy pojechaliśmy złą trasą i nie zahaczyliśmy o małą pętlę. Tylko, że jechaliśmy po strzałkach. Co prawda te też nie były świeże i warto było oznaczyć trasę lepiej, ale były na tyle widoczne, że nie mogliśmy się zgubić. Skoro 300 osób na dystansie 75 km pojechało źle, to znaczy, że jest jakiś problem.


Piotrek i Marcin przed startem

Przez ten błąd w wynikach na stronie pojawiły się hocki-klocki. Średnią wyciągnięto z dystansu 75 km, więc zwycięzca jechał średnio prawie 50 km/h , a ja niemal czterdzieści. Tylko, że ja taką prędkość widziałem na zegarku przez chwilę z górki i przy dobrym wietrze. Wynik i czas nie był w tej zabawie najważniejszy, ale jak już robimy profesjonalny amatorski wyścig z numerami, fotokomórkami i chipami mierzącymi czas, to wypada robić to zawodowo.



Więcej minusów nie widziałem. Wpisowe było dość wysokie-70 złotych, ale nie były to pieniądze wyrzucone w błoto albo zgubione na trzebnickiej szosie. Dostaliśmy fajny pamiątkowy medal z wygrawerowanym papieżem (w końcu kanonizacja Jana Pawła II, a Trzebnica to trochę dolnośląska Częstochowa), a na mecie czekała prawdziwa uczta dla kolarzy: ciasta, owoce, grochówka, kiełbasa, chleb ze smalcem i wszystko w cenie wpisowego i prawie wszystko bez ograniczeń. Pełen szacun dla organizatorów. Wracam do Trzebnicy za rok, bo Żądło Szerszenia rządzi.

Piwo i grochówka na medal

Parę osób przyszło... :)


 

Nie linczujcie Woffindena

Nie tak miało być. To znaczy na zwycięstwo Sparty absolutnie nie liczyłem,
ale styl w jakim wrocławianie przegrali z Aniołami na Motoarenie był
żenująco słaby. Uciułane 30 punktów (i to tylko dzięki defektowi Warda w
ostatnim wyścigu) chwały Sparcie nie przynosi. Wiadomo, że Motoarena to
teren trudny i obstawiam, że nikt tam w tym roku nie wygra, ale liczyłem na
38 punktów, a w porywach na 40 po stronie gości. Nawet jak żółto-czerwoni
wygrywali starty, to tracili punktowane pozycje po 50-100 metrach. Żal było
na to patrzeć i pisać nie bardzo jest o czym. Pesymiści już krzyczą, że ten
sezon będzie dla Sparty gorszy niż przed rokiem. Spokojnie. Gorzej być nie
może, bo to by oznaczało spadek, a tego nie bierzemy pod uwagę. Są słabsi.
A przynajmniej jeden słabszy w lidze...
Woffinden się nie skończył. To tylko chwilowa zadyszka.

Przegraliśmy póki co z czarnym koniem aktualnych rozgrywek, czyli Stalą
Gorzów, która płynie na fali i jest w stanie przewalcować na torze każdego
oraz z żużlowym Realem Madryt lub FC Barceloną, czyli Unibaxem. Tragedii
jeszcze nie ma, choć postawa głównie Taja i Troya jest mega niepokojąca.
Ja psów na nich nie wieszam i linczować nie zamierzam, ponieważ ich wkład w utrzymanie Ekstraligi rok temu był ogromny. Nie ukrywam jednak, że ciągłe mówienie o problemach sprzętowych jest bardzo dziwne. Co robili mechanicy i tunerzy całą zimę...? 
Słychać już głosy, że Tai się skończył. To jakaż bzdura. Nie ma co chłopaków mieszać z błotem. Wystarczy poczekać. Wierzę, że za tydzień Anglik i Australijczyk pokażą nam ściganie na najwyższym poziomie

Wszystko wyjaśni się 4. maja w meczu z Lesznem. Nie ma wyjścia-trzeba
złapać byka za rogi. Jeśli nie pokonamy Unii na własnych śmieciach, to
dopiero wtedy uwierzę, że Wrocław tonie i potrzebne Sparcie koło ratunkowe w postaci cudu,
aby nie pójść na ekstraligowe dno.
W końcu to jest sport, a Gdańsk udowodnił w pierwszej kolejce, że chce zakotwiczyć w ekstralidze na dłużej i wcale nie zamierza być czerwoną latarnią rozgrywek.
 

Nie sprostali Stali

Sezon żużlowy rozpoczęty. Sypnęło żużlem w całej Polsce i kilkoma niespodziankami. Największa oczywiście wydarzyła się w Gdańsku (Wybrzeże-Unibax 46:44). Kto postawił na Dawida w starciu z Goliatem może mieć dziś sporo kasy albo przynajmniej wielką satysfakcję. W Zielonej Górze też niespodzianka, choć nieco mniejszego kalibru (43:47). Mimo wszystko "Myszy" u siebie powinny odprawić "Jaskółki" z kwitkiem.
Sezon ruszył. I to z grubej rury.

Ale dla mnie i tak najważniejsze to co we Wrocławiu. A na moim podwórku Sparta próbowała rozhartować Stal, czyli zrewanżować się gorzowianom za dwie porażki z zeszłego roku. Niestety nie leży nam ten rywal i skończyło się jak przed rokiem. Żużlowa historia kołem albo po owalu się toczy i lubi się powtarzać.

Ale po kolei...

Zaczęło się pozytywnie, bo na godzinę przed meczem kibiców w okolicy stadionu było naprawdę sporo. W sumie zeszło się około 8.000 osób. Kwadrans przed rozpoczęciem prezentacji kolejki po bilety były długie na kilkadziesiąt osób. Kto wpadł na stadion w ostatniej chwili na pewno nie zdążył na pierwszy bieg.


I tu pojawia się konkretne pytanie świeżych kibiców, którzy byli na meczu pierwszy raz w życiu:
CZEMU NIE MOŻNA KUPIĆ BILETÓW PRZEZ INTERNET? Pytanie od lat pozostaje bez
odpowiedzi. Pytanie drugie, które padło od "świeżaków", którzy zostali zwerbowani przez kolegę na Spartę pierwszy raz: DLACZEGO ZABRAKŁO BILETÓW NA SEKTORY 2-5? Dobre pytanie. Rozumiem, że klub z rozsądku i oszczędności nie drukuje 40.000 biletów na każde spotkanie, bo niestety takich tłumów nikt się nie spodziewa. Ale doszło do sytuacji, gdzie grupy znajomych musiały się rozdzielić, ponieważ w kasie zabrakło biletów na dany sektor.
Wystarczyłaby jakaś adnotacja na nim od kasjerki albo pieczątka, że bilet jest ważny (oprócz sektorów wydrukowanych na nim) także na inne sektory w tej samej cenie. Przykładowo zabrakło wejściówek na miejsca 2-5, więc znajomi poszli na 6-8. Czemu nie możemy siedzieć razem skoro ceny na wszystkie wymienione sektory są takie same?

DLACZEGO NIE DZIAŁA DUŻA TABLICA ŚWIETLNA I SZWANKUJE NAGŁOŚNIENIE? Odpowiedź jest dość prosta- stadion nie jest własnością klubu, więc WTS nie dorzuci do jego
modernizacji  kasy. I nie ma co się dziwić. Klub nie ma też wielkiego sponsora, a od miasta dostał "bańkę" dofinansowania i to tylko dzięki wsparciu mediów, które krytykowały miasto za zły podział pieniędzy na wrocławski sport. Wkrótce World Games we Wrocławiu. Miał być remont Olimpijskiego z tej okazji, ale przetarg odwołano, więc póki co rewolucji na stadionie nie będzie.
Narzekać możemy, ale warto docenić fakt, że bilety nie podrożały, a skład jest mocniejszy niż przed rokiem.

Tyle w temacie minusów i złej organizacji. Więcej pisać nie ma sensu, bo ten temat to odgrzewany kotlet i powraca co roku jak bumerang.

Parę słów o meczu, bo to głównie o to chodzi. Obstawiałem, że ten mecz Sparta wygra 46:44 i wszystko wyjaśni się w ostatnim wyścigu. Spotkanie nie było niestety tak wyrównane, a wynik końcowy 40:50 był niemiłym zaskoczeniem dla gospodarzy. Rozumiem, że Jurica Pavlic zatarł najlepszy silnik kilka dni przed meczem, ale wymęczone cztery punkty w debiucie, to wynik żenująco słaby. W ekstralidze trzeba mieć kilka silników gotowych na każdą okazję. Tłumaczeń, że wszystkiemu winien jeden silnik nie przyjmuję. Tai Woffinden nie był sobą. Skutki upadku w Anglii? Problemy ze sprzętem? Podejrzewam, że jedno i drugie. Anglik ciągle spoglądał na silnik i stracił pewne trzy punkty na mecie w swoim drugim starcie, bo niespodziewanie zwolnił. Od tego momentu było tylko gorzej. Czekam na wypowiedzi w mediach po meczu co tam się właściwie wydarzyło.

Tor nie był naszym atutem
Maciek janowski uratował wynik meczu, a Tomek Jędrzejak sprawił, że momentami byliśmy świadkami niezłego widowiska. Dzięki punktom tego pierwszego mamy do czynienia z
porażką a nie blamażem. Natomiast Tomek Jędrzejak zadbał o napięcie i skok adrenaliny u widowni. Jeździł odważnie, widowiskowo, skutecznie. Takiego Jędrzejaka we Wrocławiu kochamy. Kapitan ma jaja i udowodnił, że w trudnych momentach będzie brał odpowiedzialność za wynik na siebie. Facet nie odpuszcza do samego końca. Plus dziesięć do respektu. 

Juniorzy pojechali jak zawsze (w sumie 4 punkty) i nie jestem zaskoczony. Jakoś w ich dobre starty nie wierzę. Po prostu jest jak jest. No i pozostaje jeszcze Troy Batchelor ze swoim dorobkiem dwóch punktów... To już są zupełne jaja. Chyba coś go póki co przerasta. Jeździć w Ekstralidze umie i uratował Sparcie Ekstraligę przed rokiem. Nie trenował przed sezonem ze Spartą i wszystko podporządkował pod start w pierwszym GP. Średnie to jednak tłumaczenie, bo Kasprzak też w GP jeździ, a zrobił we Wrocławiu 10 punktów. Batchelor w mistrzostwach świata debiutuje, więc płaci frycowe. Może nie ogarnia jeszcze tematu logistycznie i kondycyjnie. Nie jest tajemnicą, że jazda w cyrku Olsena wywraca żużlowe życie zawodników do góry nogami. W kolejnym meczu może i musi być już tylko lepiej.
Gorzowianie niby bawili się dobrze, ale interweniować musiała policja
Kibice gospodarzy nie wierzyli w niemoc Sparty w środkowej części zawodów

Teraz kibice na pewno obrażą się na Spartę i na kolejny mecz przyjdzie góra 5.000 widzów. Bo niestety poprzeczka jest zawieszona przez fanów i dziennikarzy wysoko i dmucha się szybko balon oczekiwań. Tylko nie rozumiem czemu skoro mamy fajną drużynę, którą stać na środek tabeli, a nie na jazdę o złoto. Wyluzujmy trochę. Skład nie zmienił się na tyle, żeby świętować w 2014 roku piąty w historii tytuł DMP. 

Chłopakom należy się kredyt zaufania. Dajmy im czas. Przed nami wiele emocji na Stadionie Olimpijskim. Jeszcze nas zaskoczą. Jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie wspaniale.
Co z tego, że nasi nie sprostali Stali? Olimpijski się  (jeszcze) nie rozsypie, świat się nie zawali...

Tomasz Armuła

A tu (http://wts.pl/aktualnosci/zadecydowaly-starty.html) więcej  o tym, że decydowały starty, Zmarzlikowi odbiło, a tor nie był naszym sprzymierzeńcem...
 

Ślężański Mnich-fotorelacja

Tydzień temu w Sobótce ustawiłem się pierwszy raz na kresce startowej w 2014 roku. Czas na porcję zdjęć z tego wyścigu.
Kolejny start 26.04 w Trzebnicy. Lista startowa już zamknięta (http://www.maraton.trzebnica.pl/zapisy.php). Nie przypuszczałem, że impreza cieszy się aż taką popularnością...

Sobótka-Ślężański Mnich
 Jakoś się kręci, ale przydałby się bagażnik rowerowy, żeby nie rozkręcać ciągle sprzętu :)
 Z sąsiadem dużym i małym. Rośnie nowe pokolenie polskich kolarzy. Póki co na czterech kółkach :)
 Rozgrzewka przed startem
 Oczekiwanie w sektorze Maxi Amatorów
 Zwycięzca wyścigu amatorów-Piotr Wadecki. Więcej o "amatorze" na Wikipedii...
 Lecimy ku przygodzie...
 Sąsiad pobił swój kolejny rekord życiowy i już jest na liście startowej Żądła Szerszenia!
W grupie łatwiej.

 Ekipa z Wałbrzycha. Nie utrzymałem im koła na podjeździe. Ale nie ma co się dziwić.Na przełęcz Okraj to oni wjeżdżają z łatwością, jakby jechali po bułki i mleko do sklepu... :)
 Przycupnęliśmy sobie na chwilę ze zmęczenia po wyścigu. Ale tylko na chwilę, bo trzeba było zwolnić miejsce innym... :)
 Może kiedyś pozwolą nam usiąść na "pudle" legalnie :) Ale najpierw trzeba pokonać ponad setkę ludzi...
Wyścig był dobrze zorganizowany, a trasa świetnie zabezpieczona. Nad wszystkim czuwała policja ze swojego centrum dowodzenia.


Kolejny filmik z trasy



 

Wyścig dwóch prędkości

Sezon rozpoczęty. "Ślężański Mnich" był pierwszym sprawdzianem formy w tym roku i pokazał mi gdzie moje miejsce w peletonie. Miejsce to odległe-sto osiemdziesiąte piąte na dwustu czterdziestu dwóch, którzy dojechali do mety. Można się śmiać, ale to mój najlepszy wyścig w "karierze". Rekord trasy pobity o prawie sześć minut, średnia prędkość 31 km/h i pierwszy raz udało mi się utrzymać w grupie, a nie pedałować samotnie od startu do mety. A to ważne, bo w kupie siła. Jak się nie ma w nogach, to trzeba mieć w głowie, czyli kombinować i trzymać się peletonu/grupy maruderów, aby trochę odpocząć.

Najważniejsze to trzymać się grupy...
To było chłodne niedzielne przedpołudnie w Sobótce i wyniszczające 34 kilometry. Absolutnie nie dystans był tam zabójczy, ale tempo narzucone przez najmocniejszych "amatorów", którzy wrzucili piąty bieg pięć metrów po starcie. I tyle ich widziałem. Żadnej strategii, tylko atak, atak i jeszcze raz atak. Ruszyłem za nimi prosto do krainy bólu, bo już po kilometrze zabrakło mi tchu i zacząłem wypluwać płuca. To była czysta brawura i szaleństwo. To był sport. Nie ma co płakać. Wiedziałem po co tam przyjechałem i co się będzie święcić od pierwszych metrów. 
Wypluwam płuca...

Dla mnie to był twardy, okrutny i miażdżący wyścig, bo peleton był bezwzględny i nie zostawiał najsłabszym złudzeń. Po prostu peleton połknął mnie na raz jak głodny tygrys kończący Wielki Post. Ale tragedii nie było. Najważniejsze to zwolnić i jechać swoim tempem. Nie podpalać się i nie gonić najlepszych. W przeciwnym razie nie dojedzie się do mety. Grunt, że impreza cieszy się coraz większą popularnością. Im więcej startujących tym łatwiej złapać grupę, która jedzie na podobnym poziomie.

Imprezę wygrał "amator" Piotr Wadecki. Czterokrotny Mistrz Polski i olimpijczyk z Sydney. Utrzymał średnią 40 km/h. To był kolejny wyścig dwóch prędkości, czyli ściganie prawdziwych amatorów z byłymi zawodowcami i grupami kolarskimi, które przyjechały z całej Polski, a nawet z Czech i Litwy. Pytanie czy jest sens robić dwa wyścigi w jednym? Ja się bawiłem dobrze, ale wolałbym ścigać się z ludźmi, którzy mnie nie dublują na trasie. 

Meta...
Nie m co jednak narzekać i trzeba walczyć z samym sobą. Myślałem, że utrzymanie prędkości na tej trasie powyżej 30 km/h nie jest w moim przypadku możliwe. A tu niespodzianka. Okazało się, że różnica między niemożliwym a możliwym polega jedynie na stopniu determinacji.

Pozdrawiam prawdziwych amatorów. Widzimy się na Żądle Szerszenia.

Nie wszyscy mieli szczęście. Nie brakowało kraks wśród amatorów i zawodowców. Lista kontuzji w wyścigu amatorskim była dość długa. Jedni mieli pewnie pecha, a innych poniosła ułańska fantazja. Adrenalina buchała od startu do mety:

143 - uraz głowy
468 - skurcze podudzia
592 - stłuczenie barku
986 - stłuczenie biodra
810 - złamany obojczyk lewy
548 - obtarcie biodra i kończyny dolnej prawej
497 - stłuczenie łokcia lewego
132 - uraz barku, otarcia
56 - złamany nos, otarcia
64 - uraz barku, otarcia
1003 - uraz szczęki
130 - otarcia kończyn górnych i dolnych
189 - otarcia kończyn górnych i dolnych


 I na koniec filmik z imprezy autorstwa Krzysztofa Cirockiego. 10 sekunda filmu moja:) Normalnie jakoś się kręci... :)