Słodko-gorzki smak zwycięstwa

Mamy 7-0! Taki bilans meczowy ostatni raz widzieliśmy we Wrocławiu 14 lat temu.Niby przed meczem z Polskim Cukrem Toruń to Śląsk był faworytem, ale kto myślał, że Toruń przyjedzie do Wrocławia, żeby położyć się na parkiecie i dać się lać wrocławianom, ten musiał być nieźle zaskoczony. Cukier nie przyjechał słodzić Śląskowi, a raczej chciał mu zaaplikować gorzką pigułkę, żeby poczuł gorycz pierwszej przegranej w sezonie. 
 
Czekamy na osiemnasty tytuł ponad dekadę...

Śląsk zaczął ospale. Cukier cisnął mocno w obronie i wrocławianie rzucali w ostatniej chwili z nieprzygotowanych pozycji. Prawie pełna hala kibiców, którzy przyszli zobaczyć potężny Śląsk za którym tęsknią od dekady, a tu lipa! Skibniewskiemu idzie na rozegraniu niemrawo, skuteczność marna z każdej pozycji. Ciężko dopatrywać się mocnych stron gospodarzy. Wynik niby w okolicach remisu, ale to my wciąż gonimy i zdobywanie punktów przychodzi nam trudniej. Zabrałem na mecz trzy osoby, które wcześniej nigdy na koszu nie były albo były, jak Śląsk sięgał po tytuł mistrzowski. Trzeba jakoś halę zapełniać, ludzi namawiać, bo wygląda to słabo. Miasto nie żyje już koszem jak kiedyś. Chyba w ogóle przestaje żyć sportem, ale to temat do innej dyskusji. 
Nadach przyszedł pierwszy raz. Nie wiedział jakich i czy w ogóle spodziewać się emocji, więc na wszelki wypadek odwiedził bukmachera i zrobił kilka zakładów. No i postawił na Polski Cukier. Skusił go kurs. Ewidentnie Toruń nie był faworytem, ale do zgarnięcia była spora suma. I był bliski trafienia. Śląsk miał w pewnym momencie do odrobienia już nawet 10 punktów. Mało kto wierzył w wygraną, ale w końcówce wpadły ważne rzuty za trzy punkty i przestaliśmy się mylić przy rzutach osobistych. 

Emocje do ostatniej minuty. Cała hala stoi. Na siedem sekund przed końcem cieszymy się z minimalnej wygranej 84:80. Kupon nie wszedł. Jakoś Nadachowi nie współczuję. Wygrana, ale wymęczona. Po słabej grze. Taki słodko-gorzki smak zwycięstwa...

Co na minus?

Przede wszystkim skuteczność Śląska. 50% za dwa i niewiele więcej za jeden.
Słaba forma Gabińskiego i Tomaszka. Ten pierwszy nie może się odnaleźć i niewiele wnosi z ławki. Tomaszek w cztery minuty złapał cztery faule, pokrzyczał na rywali i wrócił na ławkę.Krótka ta nasza ławka rezerwowych, ale na szczęście jest Trice i Cesnauskis.

Gabiński. Nie ma co się chować ze wstydu. Będzie lepiej.
Co na plus?


Jak zwykle ambicja i waleczność siedemnastokrotnych mistrzów Polski. Tworzą widowisko i grają do końca. A to się przekłada na wyniki. Zimna krew i chłodna głowa w ostatnich sekundach sprawia, że póki co są zawsze minimalnie lepsi od rywali.

Co przed nami? 

Znajomi mówią, że wrócą na Śląsk, więc jest szansa,że coś się ruszy w kwestii frekwencji w Orbicie. Bo Śląsk ma szansę na 9-0. Zaczynam w to wierzyć. I inni kibice chyba też, więc pewnie tu wrócą.
Już dziś wyjazd do Radomia. Niby rywal trudny, bo wysoko w tabeli. Jednak jak widzę z kim wygrał do tej pory, to podchodzę do tego starcia z optymizmem. 

Wygranie z beniaminkami, Polpharmą i słabym Anwilem to nie jest jeszcze powód do dumy, bo każdy z tych zespołów ma ujemny bilans meczowy. Ale to jest koszykówka. Choć nie na najwyższym europejskim poziomie, to jednak potrafi trzymać w napięciu do ostatniej sekundy. Śląsk takie dreszczowce gwarantuje od początku sezonu i w Radomiu nie odpuści.
Nadach obstawi wynik meczu Rosa-Śląsk? Powodzenia. Dla mnie to wariactwo. Łatwiej łyżeczką wywróconą na drugą stronę kroić czerstwy chleb pod wiatr. 

Tomasz Armuła
Wrocław, hala Orbita, 17.11.2014, druga wizyta na meczu Śląska Wrocław w sezonie 2014/2015
 

Nie ma potwora z Loch Ness!

Co za widok!



Dawno czegoś takiego nie widziałem. I tak na pewno będzie jeszcze przez kilka godzin (w poniedziałek gra Turów z Radomiem i pewnie Zgorzelec wróci na fotel lidera), więc zrobię sobie printscreena i jeszcze trochę popatrzę. Tego nikt się raczej przed sezonem nie spodziewał. Nikt na Śląsk nie liczył i na pewno tak wysoko w tabeli Tauron Basket Ligi nie stawiał.

Śląsk zrobił kolejny wielki krok w kierunku fazy play off...

Zawodnicy Śląska mówią, żeby nie zapeszać i przestrzegają przed przesadnym optymizmem. I dobrze, bo to dopiero początek sezonu i wszystko może się zdarzyć. Ale z drugiej strony nie bądźmy zbyt skromni. Za nami pięć meczów w tym sezonie i "Wojskowi" mają bilans 5-0. W pokonanym polu zostawili przecież wicemistrza Polski z Zielonej Góry i brązowego medalistę z Sopotu. To nie przypadek. Coś jest na rzeczy.  Wygrać na trudnym terenie w Słupsku to też sztuka, choć nie da się ukryć, że widać czarne chmury nad Czarnymi i póki co to nie jest zespół na miarę tego z wcześniejszych lat.
 
D. Johnson.
Warto było wybrać się na ten mecz, choć raczej jasne było, że Śląsk jest faworytem i widowisko będzie jednostronne. Gospodarze musieli popłynąć z Jeziorem nawet przy dużej fali i z wiatrem. I przepłynęli Jezioro na jednym wdechu. Sztormu, czyli tragedii i sensacji nie było. Nie pomógł gościom były zawodnik śląska Dominique Johnson ani rozgrywający Josh Miller.


Ale i tak mecz warty był obejrzenia, bo trener Emil Rajković dał szansę wszystkim zawodnikom. Każdy dostał swoje pięć minut, lecz nie każdy je wykorzystał. Radosław Hyży wszedł i zrobił swoje. Nawet rozgrywający Norbert Kulon dwoił się i troił, żeby pokazać swoje umiejętności i zakończył mecz celnym rzutem za trzy punkty.  Pytanie tylko co w tym zespole robi Murphy Burnatowski? Jeśli nie był w stanie sprzedać się w tym meczu to gdzie i kiedy? Śląsk wygrał, ale moim zdaniem Kanadyjczyk polskiego pochodzenia właśnie przegrał swoje miejsce w składzie. Ja bym szukał dalej.






Wrocławianom wchodziło wszystko. Grali na luzie. Po słabszym wcześniejszym meczu przebudził się Mladenović i został zawodnikiem spotkania. Zasłużenie.


Podoba mi się gra Śląska nie tylko dlatego, że wygrywa i idzie jak burza, ale przede wszystkim dlatego, że dla jego zawodników nie ma straconych piłek i walczą do końca. WKS pozyskał zawodników z charakterem, walczaków, a trener Rajković zrobił z nich monolit. Jest komu bronić, rzucić za trzy punkty i wejść pod kosz. Jest gra zespołowa i odpowiedzialność zbiorowa.
 
Po prostu drużyna
Jestem wściekły, jak widzę terminarz, dni i godziny kolejnych spotkań, ale będę się pojawiał w Orbicie, ponieważ ci faceci gryzą parkiet, aż drzazgi z klepek lecą. Nie boją się nikogo i właśnie udowodnili, że w Jeziorze nie ma żadnego potwora z Loch Ness.

Nie takie straszne halloween we Wrocławiu


Śląsk-Jezioro Tarnobrzeg 97:73

Tomasz Armuła

31 października, Hala Orbita, Wrocław (pierwsza wizyta na meczu Śląska w sezonie 20114/2015)