Pogoda jak na zamówienie, trasa rewelacyjna. Dla stałych
uczestników imprez kolarskich w Sobótce zupełna nowość. Warto tam wrócić, żeby
nie powielać ciągle trasy z Mistrzostw Polski.
Nigdy z czymś takim się nie spotkałem. Nigdy nie słyszałem,
żeby inni kolarze organizowali podobne spotkania. Nie wiem skąd pomysł Bartosza
Huzarskiego (trzeba będzie zapytać) na taką akcję, ale to strzał w dziesiątkę.
Oby więcej, oby częściej! :)
Trasa liczyła 50 kilometrów. Końcówka na Tąpadle kompletnie
mnie zniszczyła i nie byłem w stanie utrzymać koła z najlepszymi, ale nie to
było najważniejsze. Wiedziałem, że na mecie czeka nagroda i że to będzie niezły
NUMER! :)
Meta w Sulistrowiczkach w knajpce Zielone Wzgórze. Siedzimy,
gadamy, odpoczywamy. Pamiątkowy medal Huzara z TdF przechodzi z rąk do rąk.
Huzar
śmiga z kawą między stolikami jakby cale życie kręcił interesem restauracyjnym,
a nie na rowerze. Człowiek czuje się jak w domu. Odpowiada na pytania, dzieli się wrażeniami z pierwszego w
życiu Tour de France. Normalny facet. Nawet nogi, jak nie ze zdjęcia. Mówię
Wam-człowiek z krwi i kości! :) Żaden cyborg!
Pierwszy raz miałem okazję porozmawiać z Bartoszem Huzarskim
w 2006 roku. Byłem praktykantem w tygodniku Słowo Sportowe i za wszelką cenę
chciałem tam wprowadzić rewolucję i wrzucić kolarstwo na pierwszą stronę. Byłem głupi i naiwny. Połknęła moje marzenia
brutalna rzeczywistość tak jak peleton pochłania uciekiniera. Gazeta żyła piłką
od Ekstra do B klasy, więc zadanie kolarskie było praktycznie niemożliwe do
zrealizowania. Ciężko było się przebić, ale nie odpuszczałem. Ruszał akurat
Tour de Pologne, więc pasowało, żeby do gazety dolnośląskiej wrzucić wywiad z
kolarzem z Dolnego Śląska.
No to dzwoniłem. Huzar zawsze miał czas, żeby pogadać z
zielonym praktykantem. Nie odmawiał wywiadów, choć uczciwie mówiłem mu, że
szanse na to, że wywiad wejdzie do gazety są małe. To był mój pierwszy kontakt
"zawodowy" ze sportowcem z górnej półki. Pierwsze przetarcie w
zawodzie. (Dopiero później była moja najważniejsza "czarna"specjalizacja, czyli Crumpy,
Holdery, Golloby). Oczywiście miejsca na wywiad z Bartoszem Huzarskim w gazecie
nie było. Naczelny odrzucił, bo ważniejsze były wyniki piłki nożnej albo
reklama margaryny. Na szczęście nie zmarnowało się, bo kolarskie portale
internetowe działały już wtedy prężnie: http://www.pro-cycling.org/index.php?kategoria=teksty&pokaz=2&artykul=232
Po latach widzę, że na starym podwórku sporo się zmieniło.
Nie wiem czy po sukcesach Kwiatkowskiego i Majki czy trochę wcześniej po totalnej
rewolucji redakcji Słowa Sportowego, ale dziś patrzę na okładkę gazety, a tam
Huzar! To co mi się nie udało siedem lat temu, udało się redaktorowi
Czechowi: http://www.slowosportowe.pl/rozmowa-z-bartoszem-huzarskim-kolarzem-ekipy-netapp-endura-uczestnikiem-tour-de-france.html
I to mnie cieszy (choć zazdroszczę), bo pokazuje, że kolarstwo znowu może być na topie. Szkoda tylko, że trzeba było czekać
na tak wielkie sukcesy, a nie umieliśmy wspierać tego sportu w kryzysie. Piłkarze
dostają mega kredyt zaufania od trzydziestu lat. Gdzie tu sprawiedliwość?! Ale koniec
narzekania. Cieszmy się kolarską chwilą! Niech trwa.
I tak siedzi cała HUZARia pod Zielonym Wzgórzem, a na
odchodne Bartosz Huzarski wpada z kopertami...
A w środku niespodzianka. W życiu
bym nie przypuszczał, że coś takiego mnie spotka! Wpadajcie przy następnej
okazji do Sobótki! Z tego Huzara to jest niezły... numer! :)
Panie Bartoszu, za dziennikarskie przetarcie 2006 i niezły
numer 2014, bardzo dziękuję!
0 comments:
Prześlij komentarz