Wciąż chcecie Grand Prix? (Część 2/2)

144 występy Hancocka

Greg Hancock zapytany kiedyś o wspomniany już pierwszy triumf w GP stwierdził, że czuje wielki niedosyt z tej imprezy i jest to wina Tomasza Golloba. – Wszyscy tylko mówili o jego starciu z Boycem, ale kto w tamtym czasie w ogóle wiedział, kim jest Tomasz Gollob? Był młody, ambitny, ale ocierał się trochę o krawędź zbędnego ryzyka – taki szczery komentarz Hancocka odnalazłem w archiwalnym numerze Speedway Star. Wypowiedź dość zaskakująca, ale zostawmy już daleką przeszłość.

Żużlowiec z USA przez te wszystkie lata wygrał piętnaście turniejów GP, zdobył w sumie pięć medali z czego dwa były złote (1997, 2011). Daleko mu do rekordu Tony Rickardssona (6 złotych krążków), lecz już zapisał się w historii światowego żużla, jako jedyny zawodnik, który wystąpił we wszystkich imprezach Ole Olsena!
Greg Hancock. Dwukrotny Mistrz Świata.
Uczestnik wszystkich GP. Najstarszy
żużlowiec w światowej czołówce.
(Fot. Beata Jastrowicz)
To wynik lepszy od samego dyrektora cyklu, który w całej siedemnastoletniej historii mistrzostw opuścił dwie eliminacje ze względów zdrowotnych. Hancock mimo wieku nie zamierza składać broni i nie wybiera się na sportową emeryturę. – Dla wielu może się to wydać śmieszne, ale speedway, to prawie cały mój świat. Decyzja, że kończę z tym i nigdy nie powrócę do ścigania będzie jedną z trudniejszych, z jaką się zmierzę w swoim życiu. Ten czas nadejdzie, ale wierzcie mi, że nie tak szybko, jak się niektórym wydaje! – zapowiadał w sezonie 2011 na łamach Słowa Sportowego Greg Hancock.

GP – oni za, ja przeciw

- Żałuję, że nowy regulamin nie został wprowadzony piętnaście lat wcześniej. Myślę, że wtedy miałbym większe szanse na powiększenie kolekcji swoich mistrzowskich tytułów. To tylko domysły, ale gdyby wprowadzono Grand Prix w latach 80., to mógłbym zamienić kilka swoich srebrnych medali na złote – czy ta wypowiedź Duńczyka Hansa Nielsena wyszukana w angielskich archiwach świadczy o wyższości GP nad finałem jednodniowym? Raczej nie do końca, ponieważ zawsze jest ta druga strona medalu.

Przykładowo system GP w 1996 roku odebrał Duńczykowi złoto w ostatniej rundzie, mimo że przez cały sezon jeździł najrówniej i czterokrotnie był lepszy od zdobywcy mistrzowskiego tytułu – Billy Hamilla.

Inny przykład. Były żużlowiec Sparty Tommy Knudsen, odwiedził w 2006 roku Stadion Olimpijski we Wrocławiu, na którym wygrywał pierwsze GP ’96. Wspomniał mi wtedy, że popiera pomysł swojego rodaka Ole Olsena. Jednak doskonale zdaje sobie sprawę, że przez GP stracił szansę na mistrzostwo. – Wygrałem tu pierwszy turniej w 96 roku i byłem w formie. Jednak poważna kontuzja obojczyka w kolejnych zawodach wykluczyła mnie z dalszej walki i o tytule mogłem tylko pomarzyć. Dla mnie GP nie okazało się szczęśliwe. Lepsze wyniki osiągałem w finałach jednodniowych. 

Dla Grega Hancocka słowo emerytura nie istnieje... (Fot. Beata Jastrowicz)
Jednak przeciwników systemu Olsena trzeba ze świecą szukać. Hancock uważa, że Grand Prix to rozwiązanie sprawiedliwe, ponieważ na sukces pracuje się cały rok i nic nie jest dziełem zbiegu okoliczności. – Od 1995 roku nikt nie sięga po tytuł przypadkowo. Jeden defekt motocykla nie może raczej zaważyć o kolejności na podium. A takie wypadki się zdarzały w finałach jednodniowych, kiedy mistrzostwo przez awarię sprzętu uciekało Gundersenowi, czy Carterowi – argumentował kiedyś na łamach Speedway Star Amerykanin.
A może właśnie dzięki temu finał był mniej przewidywalny i ciekawszy, bo na swoje pięć minut liczyli zawodnicy, którzy nie mieliby szans na medal w dłuższej serii?

Teatr jednego aktora

Czy faktycznie zasady gry były do tej pory uczciwe i czytelne? Przez kilka sezonów wielu zawodników musiało się żegnać z każdą edycją po kilkunastu minutach, ponieważ obowiązywał regulamin, który eliminował z dalszej jazdy tych, którzy w dwóch wyścigach zajmowali trzecie i czwarte miejsce. Wystarczył defekt, czy taśma, aby zapomnieć o wielkim ściganiu na dwa tygodnie.

Później zmieniono zasady. I jak to wyglądało w praktyce? Czasami dość dziwnie. Przykładowo w 2000 roku Mark Loram został mistrzem świata, choć nie wygrał żadnej rundy GP. Teraz może dochodzić do sytuacji gdzie, żużlowiec, który wygra wszystkie turnieje, nie musi wcale kończyć ostatniej eliminacji ze złotym medalem na szyi. Po prostu zwycięzca turnieju nie musi być zdobywcą największej liczby punktów.

System rozgrywek przeszedł przez kilka lat kolosalne zmiany, które nie są do końca czytelne dla początkującego sympatyka żużla. Za pomysłem Ole Olsena z pewnością przemawia fakt popularyzacji żużla
I na koniec akcent wrocławski: „Spędziłem we Wrocławiu
wspaniałe lata, poznałem wielu ludzi, z którymi odnosiłem
sukcesy. Do tego miałem cudownych kibiców. Jest to
chyba najpiękniejsze miasto, w jakim byłem w Polsce. Lubię
tu spędzać czas”. (Fot. Beata Jastrowicz)
w telewizji i duże zainteresowanie sponsorów. Jednak moim zdaniem jedenaście rund, to zbyt wiele. Od ilu miesięcy znamy nowego mistrza świata? Greg Hancock zdeklasował rywali w 2011 roku (40 pkt przewagi nad drugim Jonssonem) i pozostało kibicom obserwowanie walki o dalsze pozycje i o utrzymanie w czołówce. A to przyjemność małego kalibru.

We wcześniejszych latach Pedersen odstawił drugiego Adamsa na 43 punkty. Podobnie Jason Crump, który skończył jeden z sezonów z przewagą 44 punktów nad następnym rywalem. Takie różnice mogą uśpić nawet największego fana speedway’a.
– Zrobiłem kawał dobrej roboty i teraz, kiedy patrzę wstecz na te wszystkie lata, to nie wiem, jak tego dokonałem – podsumowuje w jednym z wywiadów swoją pracę Ole Olsen. Mistrzostwa świata, to wciąż cyrk szesnastu żużlowców z całego świata, czy już tylko teatr jednego aktora…?


Hans Nielsen twierdzi, że dla każdego żużlowca liga, to wciąż sprawa najważniejsza, a Grand Prix to tylko lukier na ciastku. To może by tak finał IMŚ znowu zrobić jednodniowy?
Pewnie mówicie „nie”, więc trudno – pomarzyć zawsze można.
Ole Olsen zdecydował o kontynuowaniu przedstawienia i ani myśli, aby spuścić kurtynę. Będzie grał po swojemu do końca świata i jeden dzień dłużej. Tylko, żeby widownia nie posnęła i ktoś jeszcze chciał brawo bić…

Ale póki co Show must go on.
Początek 31 marca w Nowej Zelandii.
 

1 comments:

  1. Osobiscie jestem za jednodniowym FIMS, obejrzalem kilka, SGP to lipa, coraz wieksza lipa ...

    PzB.

    OdpowiedzUsuń