Wciąż chcecie Grand Prix? (Część 1/2)

Niby środek zimy, ale żużlowcy ze światowej czołówki powoli zaczynają myśleć o pierwszym turnieju GP. To już pod koniec marca w Nowej Zelandii. Organizatorzy przygotowali zawodnikom i kibicom kolejny niekończący się serial pod tytułem: Droga przez mękę, czyli walka o mistrzostwo świata w dwunastu odsłonach.
Tylu rund jeszcze nigdy nie było, a te z ostatnich lat jakoś nie zapadły mi w pamięć. Po prostu jest ich za dużo i ciągną mi się w nieskończoność. Osobiście i tak najlepiej pamiętam te najstarsze. A najlepiej oczywiście rundę pierwszą, czyli wrocławską…

20 maja 1995 roku Tomasz Gollob przeszedł do historii, jako pierwszy zwycięzca zawodów Grand Prix. Stadion Olimpijski we Wrocławiu pękał w szwach, a brawa i owacje dla najlepszego polskiego zawodnika ostatnich lat nie miały końca. Jednak przed zawodami, jak i po inauguracji cyklu w żużlowym światku krążyły raczej krytyczne opinie na temat rewolucyjnych zmian w IMŚ. Dziś sceptyków pomysłu Ole Olsena nie widać. Czy to oznacza, że dla dobra światowego speedway’a zrobiono już wszystko?


Gdyby te siedemnaście lat temu ktoś powiedział, że cykl GP dotrwa do swojego 144. wydania, to większość sympatyków żużla popukałoby się raczej tylko w czoło. Ale nie Ole Olsen. Dyrektor i twórca nowej formuły mistrzostw świata nie zamierzał utopić się w falach krytyki, które wciąż zalewały jego żużlowe dzieło. Od samego początku wierzył on w sukces swojego projektu i – jak zdradził kiedyś angielskiej prasie – szykuje kolejne zmiany, które pozwolą GP zrobić kolejny krok do przodu.

Zgodnie z zapowiedziami ten krok miał być dla żużla tym, czym był spacer Neila Armstronga po Księżycu dla ludzkości. Zapowiedź bardzo szumna i ciekawa, a dotyczyła nowej nawierzchni na żużlowych owalach. Otóż nowatorskie rozwiązanie miało pozwolić zawodnikom jeździć w każdych warunkach pogodowych. Nie miało być już straszne ani błoto, ani deszcz. Od zapowiedzi prasowych minęły cztery lata. Nic się nie zmieniło w kwestii nawierzchni, czyli na gadaniu się skończyło. Dlatego Polacy wpadli na lepszy pomysł od Olsena i doczekaliśmy się w Toruniu pierwszego stadionu z dachem zakrywającym żużlowy tor. I nie jest już tam żużlowcom straszny ani deszcz, ani błoto.

Koniec złośliwości. Przypomnijmy sobie, jak to wszystko się zaczęło…

Gang Olsena kontra Gollob

Greg Hancock. Zwycięzca z Londynu,
ale trochę w cieniu afery Gollob-Boyce.
(Fot. Beata Jastrowicz, speedway.info.pl)
Pierwsze mistrzostwa pod wodzą Olsena składały się z sześciu rund (i po co więcej?) i już ta pierwsza we Wrocławiu sprawiła, że trzykrotny mistrz świata uwierzył w sens swoich działań. – Wiele osób było nastawionych do całego pomysłu bardzo sceptycznie i chciało finału jednodniowego. Większość stała twardo odwrócona plecami do wszelkich zmian i przyszłości tej dyscypliny. Sytuacja była dość paradoksalna, bo wszyscy mówili o rozwoju żużla, ale prawie nikt nie chciał wprowadzenia zmian! Jednak we Wrocławiu nie zawiedli kibice oraz sponsorzy i dzięki temu system rozgrywek zyskiwał powoli nowych zwolenników – wspominał trzynaście lat po inauguracji cyklu na łamach angielskiego Speedway Star Ole Olsen.

Najlepszym żużlowcem w 1995 roku został Hans Nielsen, który po GP Wielkiej Brytanii sięgnął po swój ostatni złoty medal w karierze. W sumie wystąpił w trzydziestu rundach cyklu, szesnaście razy walczył w finale A i wygrał go sześciokrotnie.
Hackney Stadium w Londynie okazał się wówczas pechowy dla Tomasza Golloba, który po biegu dodatkowym stracił miejsce w czołowej ósemce na kolejny rok na rzecz Henrika Gustafssona. Dodatkowo Polak narobił sobie wrogów wśród innych zawodników. Craig Boyce obwiniał naszego żużlowca za spowodowanie upadku i postanowił wymierzyć mu sprawiedliwość uderzeniem w twarz. Cała czołówka żużlowa stanęła po stronie Australijczyka i zrzuciła się nawet na opłacenie kary finansowej, jaką dostał Kangur. Taki to był żużlowy gang Olsena. Najbardziej zły na całą sytuację był Greg Hancock. No, bo kto w tej całej chuligańskiej sytuacji i zadymie pamiętał, że to Amerykanin był najlepszym żużlowcem w Londynie…?

Druga część tekstu w niedzielę...
 

1 comments:

  1. atak golloba na nilsena w finale to jedna z najlepszych akcji w historii

    OdpowiedzUsuń