Wojna i pokój w Hali Ludowej

(Pisane przed meczem, ale nie do końca o meczu)

Przed spotkaniem Śląsk Wrocław – AZS Koszalin fachowcy nie byli zgodni w swoich przedmeczowych zapowiedziach i nie potrafili wskazać pewnego faworyta do zwycięstwa. Za wygraną AZS przemawiała pozycja w tabeli. Drużyna z Koszalina z bilansem 2-1 zajmowała przed czwartą rundą wysokie trzecie miejsce, a jej jedyna porażka była minimalna- 64:65. Rywale wrocławian mają też w swoich szeregach drugiego snajpera ligi i byłą gwiazdę Górnika Wałbrzych. Jest nim oczywiście J.J Montgomery, który rzuca średnio 20 punktów w meczu, a jego rekord w tym sezonie to 37 „oczek”.

Warto jednak zauważyć, że taki dobry wynik wykręcił w meczu przeciwko słabej Polpharmie. W meczu z jeszcze słabszym Basketem Poznań rzucił „tylko” 15 punktów i wygrana jego ekipy była już bardzo skromna- 91:88. A kiedy AZS zakotwiczył w Kołobrzegu to nie złapał wiatru w żagle i przegrał, ponieważ Montgomery uzbierał ledwo 9 punktów. To dowód na to, że wynik całej drużyny zależy w dużym stopniu od formy tego właśnie zawodnika. Ci którzy stawiali na gospodarzy mówili, że Śląskowi pomogą ściany, czyli doping fanatycznej publiczności i niepowtarzalna atmosfera wypełnionej po brzegi Hali Stulecia.

A miejsce faktycznie jest wyjątkowe i historyczne. Jahrhunderthalle gościła w swoich progach najważniejszych członków NSDAP i samego Hitlera oraz- tak dla kontrastu- wiele lat później Jana Pawła II podczas Kongresu Eucharystycznego. Zaraz po wojnie przebywał w Hali Ludowej na Światowym Kongresie Intelektualistów w Obronie Pokoju Pablo Picasso. Nie jest tajemnicą, że średnio się bawił na imprezie komunistów i w przerwie między wystąpieniami z nudów w hotelowej restauracji narysował słynnego gołąbka pokoju-symbol wykorzystywany między innymi kiedyś podczas kolarskiego Wyścigu Pokoju. Hala okazała się także szczęśliwa dla polskich koszykarzy, którzy na wrocławskim parkiecie wywalczyli w 1963 roku srebrny medal Mistrzostw Europy. A później był oczywiście czas Śląska. Niezapomniane finały play-off i mecze Euroligi przy pełnej hali i niesamowitym dopingu, który niejeden raz sparaliżował gości. Ale to już historia. Teraz Śląsk nie jest tam u siebie. Jest tam z doskoku. W hali jest organizowanych tyle imprez, że ciężko zarezerwować wolny termin na wynajem. A ten pewnie wcale nie jest tani dla Śląska nawet gdyby był komplet publiczności, bo bilety są po niskiej cenie. Ale to już tylko moje przypuszczenia. Nikomu do portfela nie zaglądam.

Wczoraj pod halą chyba był czterotysięczny tłum. Prawie jak za starych dobrych czasów. I znowu trzeba się po meczu przeciskać w stronę wyjścia i później patrzeć w górę na Iglicę, żeby mieć pewność, że fala ludzi niesie w odpowiednim kierunku. Mimo seryjnych porażek Śląska wierzę, że wkrótce będzie on, jak ta Iglica i dwójka studentów, która kiedyś na niej wisiała całą dobę – zacznie mierzyć wysoko i piąć się w górę tabeli. Powoli i mozolnie, ale do celu. Do kolejnego, osiemnastego mistrzostwa. I nim się obejrzymy, a dostaniemy zaproszenie na „osiemnastkę”. A wtedy to już tylko na tej Iglicy trójkolorowy sztandar powiesić. W końcu jak wisiała tam już kiedyś flaga Tybetu, to może i Śląska… PS: Nie obiecywałem we wstępie, że będzie o meczu. Ale z przykrością donoszę o kolejnej porażce Śląska Wrocław 76:85. Ale Wy to już przecież wiecie. Przeciążony od tych informacji jest internet, zapisano o tym wydarzeniu we wrocławskiej prasie wiele szpalt. Bo o Śląsku znów się pisze, choć nie jest w dobrej formie. Najważniejsze jednak, że wrócił do gry.

Tomasz Armuła



Czytaj relację z meczu

Czytaj relację z akcji Niedziałka i Jaworskiego
 

0 comments:

Prześlij komentarz