Pierwsza miłość Ostacha

W zeszłym tygodniu pisałem, że obraziłem się na Spartę (http://armulatomasz.blogspot.com/2014/08/armua-komentuje-3.html).
Grzegorz Ostach podjął wyzwanie i sypie argumentami, jak z rękawa. Przekonał Was, że warto iść na Spartę...? Ja sobie daję 24h do namysłu. A póki co poznajcie pierwszą miłość Ostacha...



Redaktorze Armuła, tak trochę oficjalnie, choć znamy się prywatnie i myślę, że nawet lubimy. 

Niestety ma redaktor sporo racji co do oburzenia na to co się dzieje w polskim żużlu. Wpadka dopingowa Patryka Dudka też mnie zaskoczyła i wzbudziła niepokój, bo wydawało mi się, że akurat w tej dyscyplinie nie ma problemu niedozwolonego wsparcia. Szkoda, że się myliłem…

Co do Warda. To ten z lewej...
Co do Warda – dziwny typ. Ma facet papiery na to, aby zostać mistrzem świata i brylować na torach przez wiele lat. Jeździ przy tym bardzo efektownie i stwarza prawdziwe widowisko, kiedy atakuje rywali zaciekle w każdej sytuacji i często wychodzi z tych prób zwycięsko. Ma wielki talent, ale niestety wielką pustkę w głowie. Niejednego sportowca już zgubiły hulanki i balangi alkoholowe. Jego również zgubią, jeśli się nie zmieni, a szkoda, bo talent ma nieprzeciętny. 


Na końcu odniosę się do mojej ukochanej Sparty. Nie boję się użyć tego słowa, bo traktuję ten klub jak pierwszą miłość i dlatego nie jestem w stanie się na nią obrażać. Bo jak mogę inaczej, skoro chodzę na żużel od 1987 r. Pierwszy raz byłem na meczu Sparty ze Śląskiem Świętochłowice (tego klubu już nie ma) i zakochałem się od pierwszego wejrzenia. Ryk silników, walka na torze, wyprzedzanie, wiwaty kibiców, jazda na jednym kole zwycięzców i mógłbym tak jeszcze długo wyliczać. Tego nie da się racjonalnie wytłumaczyć. Idę na zawody kiedy doskwiera upał, kiedy leje deszcz, kiedy prószy śnieg lub wali grad. To jest świętość i wie o tym nawet moja żona. Teraz nie chodzę już sam, ale zabieram córkę i wychowuję kolejne pokolenie kibiców.

"Nie działa tablica świetlna, a jupitery nie świecą już od dawna".
Przez te lata miałem wiele zastrzeżeń co do klubu, postawy działaczy czy zawodników. Nigdy jednak nie spowodowało to niechęci do pójścia na mecz. Niestety działacze często robili wszystko aby mnie zniechęcić. A to brakowało biletów, a to programów, a to jechaliśmy w drugiej lidze lub nie walczyliśmy o nic. Na stadionie nie działają zwykle głośniki, toalety są tak obskurne, że strach tam wejść, nie działa tablica świetlna, a jupitery nie świecą już od dawna. W tym sezonie nie popisali się również zawodnicy, którzy jakby nie dają z siebie wszystkiego i ja też to widzę. Choćby na meczu z Apatorem nie widać było u nich woli walki. Nie oczekiwałem, że wygramy z konstelacją gwiazd, ale miałem prawo oczekiwać, że podejmiemy walkę. A tego zabrakło. Nie zawsze zdarza się taki sezon, jak poprzedni, kiedy Sparta walczyła jak lew o każdy punkt i utrzymała się w lidze, choć wszyscy skazali ją na pożarcie. Cieszyłem się bardziej, niż wtedy, kiedy zdobywaliśmy tytuły. Ten sezon to jakby marazm, niby pewne utrzymanie (chyba że Włókniarz wygra za trzy punkty ostatni mecz, a w naszym piekiełku wszystko jest możliwe), ale przyjdą następne, mam nadzieję lepsze.

Dlatego dalej będę chodził na Spartę i będę zachęcał innych do tego samego. To silniejsze ode mnie i redaktora Armułę też przekonam. 

PS. Na meczu z Apatorem widziałem kibica w koszulce z napisem: „Śląsk Świętochłowice, nie ma klubu są kibice”

Grzegorz Ostach  
 

0 comments:

Prześlij komentarz