Milczałem na blogu podczas wszystkich czterech meczów
barażowych, bo nie chciałem gdybać, obstawiać wyników i prorokować. Nie zamierzałem
zapeszać, bo przez ostatnie miesiące wszystko co próbowałem przewidzieć na
temat wrocławskiego speedway’a nie sprawdzało się. Zawsze wychodziło odwrotnie.
A że w przypadku barażu obstawiałem utrzymanie Sparty w ekstralidze, to lepiej
było po prostu milczeć.
Najpierw pojedynki z Wybrzeżem Gdańsk. Wygrana u
siebie 52:38. Trochę mało, ale wydawało się, że wszystko jest pod kontrolą.
Jednak ekipa znad morza nie zamierzała zwijać żagli i obierać kursu na zaplecze
ekstraligi. Oni cały sezon płynęli pod prąd na przekór wszystkim i niewiele
brakowało, a w rewanżu zrobiliby niespodziankę sezonu. Ostatecznie wrocławianie
przegrali drugi mecz na tyle nisko (39:50), że mogli szykować się do barażu z GTŻ
Grudziądz. Ale nerwówka była. Sparta w dwumeczu okazała się tylko o trzy punkty
lepsza od Gdańska. Rzutem na taśmę…
Wydawało się, że najgorsze mamy za sobą. Przecież
druga ekipa z I ligi nie miała prawa postawić się drużynie Piotra Barona tak
mocno jak wspomniane Wybrzeże Gdańsk. Mieli przecież przeciwko sobie regulamin,
ponieważ nie mogli skorzystać z dwóch zawodników z Grand Prix, musieli na siłę
wstawić do składu czwartego Polaka, a z powodu problemów zdrowotnych nie mógł w
decydującym meczu wystąpić Watt. Jednak ci, którzy myśleli, że GTŻ zaprosi do
siebie Spartę i padnie na kolana, aby błagać o niski wymiar kary na pewno byli
mocno zaskoczeni. W zespole GTŻ nikt nie
kładł głowy pod topór. Nikt nie prosił gości o szybkie i bezbolesne zabicie
marzeń o ekstralidze dla Grudziądza. Przeciwnie! Żużlowcy pierwszoligowego
zespołu prawie ten awans sobie na torze wywalczyli.
Mam ogromny szacunek dla teamu z I ligi. Nie
zachowali się, jak jakiś klub z Daugavpils, który w 2009 roku nie przyjechał na
baraże do Wrocławia, aby powalczyć z Atlasem Wrocław o awans, bo uznał, że nie
ma szans i pieniędzy. Grudziądz to mocna ekipa z charakterem. Trochę za słaba
na ekstraligę, ale za mocna na zaplecze.
Zwycięstwo gospodarzy 51:39 było nieoczekiwane, ale
jak najbardziej zasłużone. To była jazda bez kompleksów. Ci faceci nie mieli
nic do stracenia. Presja była po stronie wrocławian i szczerze mówiąc średnio
sobie z nią na wyjeździe poradzili. Wielu uznało, że wrocławski żużel jest na
kolanach. Ciężko się nie zgodzić. I tu nie chodzi tylko o baraże. One są tylko
podsumowaniem tego powolnego schodzenia wrocławskiego żużla do parteru.
![]() |
Piotr Baron zbudował fajny team
i stworzył w
nim dobrą atmosferę. (Fot.T.Armuła)
|
Teraz to chyba spokoju i stabilizacji. Ale to nie
jest łatwe. Co prawda sezon trwa, bo najlepsi walczą o medale, ale działacze
wrocławscy już powinni myśleć o składzie na kolejny rok. Powinni, lecz nie
robią tego i absolutnie nie jest to ich wina. No bo jak tu budować skład,
choćby na papierze skoro nikt nie zna regulaminu na przyszły rok…?
Piotr Baron stwierdził po wygranym barażu, że nie
chciałby dużych zmian w składzie i chce zatrzymać jak najwięcej zawodników. Ale
oczywiście jest świadomy, że potrzebne są wzmocnienia. Nie mam pojęcia czy
Spartę będzie na nie stać i na co działaczom pozwoli regulamin. Póki co cieszymy
się z sukcesu WTSu i przyzwoitej frekwencji na Olimpijskim. Było nas około
5.000, więc widać, że w trudnym momencie potrafiliśmy się jako tako zebrać. Co
by było gdyby GTŻ strącił nas w pierwszoligową przepaść? Osobiście uważam, że
żużel we Wrocławiu mógłby zupełnie przestać istnieć. I chyba nie jestem jedynym,
który tak myśli. To się słyszało i czuło na trybunach, bo w zeszłą niedzielę
nie byliśmy świadkami spotkania o utrzymanie w lidze. To było coś więcej. Wygraliśmy
mecz o przyszłość wrocławskiego żużla.
Sparto, dziękujemy!
0 comments:
Prześlij komentarz