Śląsk Wrocław Vs Ezoteryczny Poznań 81:77

Mecz z Basketem miał być niedzielnym piknikiem i formalnością. Pisałem o tym starciu kilka dni temu:

O wynik we Wrocławiu jestem spokojny. Po jednostronnym i dramatycznie nudnym meczu WKS pokona Basket Poznań i będzie czekać na doniesienia z Zielonej Góry. I tam może być problem, bo jeśli Kotwica pokaże taką koszykówkę, jak w poniedziałek w Orbicie, to Śląsk o awansie do TOP 5 może zapomnieć. 

Ale koszykarze z Poznania mieli inne plany i napisali meczowy scenariusz, którego nikt się chyba nie spodziewał.  Strasznie mnie tym samym ośmieszyli, bo wyszedłem w cytowanym poście na pajaca, który nie docenił rywala i nie potrafi przewidzieć wyniku starcia między drużynami, które w tabeli dzieli spora przepaść. Ale to nie jest największy problem. Gorzej, że goście z Wielkopolski prawie ośmieszyli WKS.


Przyznaję się bez bicia - spodziewałem się, że to będzie bułka z masłem, a prawie wyszła z tego kupa z bryndzą. 
Trener Rajković z niedowierzaniem
patrzył na błędy Śląska… (Fot.T.Armuła)
Na początku wszystko wskazywało na to, że Śląsk panuje nad sytuacją. Co prawda przewaga gospodarzy nie była bardzo wysoka, ale można się było spodziewać w miarę szybkiego przełamania i pozbawienia gości nadziei na wywiezienie z Wrocławia dwóch punktów.
Ale nic z tego. Basket po prostu Śląskowi nie leży. Trójkolorowi męczyli się z nimi w pierwszym meczu i wygrali na wyjeździe dopiero po dogrywce 106:101.
Wczoraj też niewiele brakowało, żeby doszło do sensacji, ponieważ na kilkanaście sekund przed końcem pewne było jedyne to, że Śląsk za chwilę ten mecz przegra, wygra, albo doprowadzi do dogrywki.
Niby słaby rywal, co pokazuje tabela, a jednak potrafi napędzić stracha. Taka chodząca zagadka i trudna do rozgryzienia enigma. Ot, ezoteryczny Poznań, jak to śpiewał Grabaż z Pidżamą Porno.

Sędziowie nieco gościom pomogli pogwizdując sobie wyimaginowane faule, ale prawda jest taka, iż Śląsk sam jest sobie winien. Dał się zarzucić w końcówce celnymi trójkami i zapomniał w drugiej połowie, że do Hali Orbita nie przyjechali statyści tylko ekipa, która nie ma nic do stracenia i gra bez zbędnej presji. Skończyło się szczęśliwie. I dobrze, bo publiczność dopisała i porażka w takim meczu prawdopodobnie wymiotłaby z hali część kibiców przed kolejnym spotkaniem. Kredyt zaufania mógłby się po prostu skończyć wśród kapryśnych i obrażalskich wpadających do Orbity z doskoku i od święta. A to duża i ważna grupa robiąca sztuczny tłum.
Co?! Ja?! - typowa reakcja zawodników Śląska po niektórych niezrozumiałych gwizdkach sędziów... (Fot. T.Armuła)

A teraz trzeba walczyć o każdego widza. I będzie to trudne, ponieważ po wygranej Zastalu Śląsk wypadł z TOP 5 i zmierzy się o kolejne premiowane miejsca ze słabszymi drużynami. Czyli znowu zobaczymy u siebie Politechnikę Warszawa (już 25 lutego), ŁKS Łódź i Basket Poznań. Emocje raczej średnie i ciężko nazwać taki system rozgrywek interesującym dla fanów kosza. Taka niekończąca się historia, w której połowa ekip już na starcie nie ma szans na awans do play off. I dlatego nie liczyłbym na tłumy za dwanaście dni, gdy przyjedzie do Wrocławia Ponitka i spółka ze stolicy. To już było i niepotrzebnie wraca jak bumerang.
Bo jak tu przekonać wrocławskich kibiców, że słabi koszykarze z Łodzi i Warszawy są w stanie stworzyć w Orbicie widowisko, choć w połowie tak emocjonujące, jak wczorajszy mecz Śląsk Wrocław - Ezoteryczny Poznań...?



Widziane za koszem
Damian Kulig. Zdobywca 15. punktów. Napędził Śląskowi wczoraj stracha... (Fot. T.Armuła)
Adam Wójcik miał tak świetny początek meczu, że kibice nie nadążali z przekręcaniem licznika... (Fot. T.Armuła)
W końcu zatrzymał się na trzydziestu... (Fot. T.Armuła)



 Mecz był bardzo zażarty w końcówce, więc śmiało można stwierdzić, że prawie poszło na noże... (Fot. T. Armuła)


 

0 comments:

Prześlij komentarz