Storpedowali Łódź

Przed tym meczem nie obstawiałem innego wyniku, jak zwycięstwo Śląska. I faktycznie niespodzianki nie było. Wrocławianie wygrali pewnie 71:49 i odnieśli trzecie zwycięstwo z rzędu. Jednak samo spotkanie było miernym widowiskiem. Na parkiecie było sennie, a gospodarze poziomem gry dostosowywali się do rywali, więc kibice byli świadkami serii pomyłek, niskiej skuteczności i przeciętnego zaangażowania w grę. Ktoś tu chyba myślał już o niedzieli…


Liczyłem na to, że WKS szybko odskoczy na bezpieczną odległość i trener Rajković będzie mógł od drugiej połowy wystawić rezerwowy skład. Ale nie było o tym mowy. Trójkolorowi wyrobili po pierwszej kwarcie przewagę dziewięciu punktów i nic nie wskazywało na to, że łodzianie zamierzają ze strachu przed rywalem szybko wiosłować do domu z jednym punktem. To był typowy mecz za dychę. Strasznie mnie cieszą zróżnicowane ceny biletów w Orbicie, bo każdy znajdzie coś dla siebie.
Jeśli ktoś ma problemy ze snem, to może zamiast tabletek „łykać” mecze ŁKSu na żywo, lub oglądać sobie do poduszki powtórki na TVP Sport. To była ich ósma porażka z rzędu. Łodzianie ugrzęźli na mieliźnie ekstraklasowej tabeli i nie mają pomysłu, jak się z niej wydostać. Oby jedynym wyjściem ewakuacyjnym nie były drzwi do I ligi.





Niepokoi mnie słaba postawa wrocławskich koszykarzy we wczorajszym meczu. Co prawda założenia w defensywie wypełnili doskonale, ale w ataku nie pokazali nic sensownego. Nastawiłem się na radosną koszykówkę. Spodziewałem się efektownych zagrań między Skibniewskim i Mladenovicem, ale mocno się rozczarowałem. Wrocławski center ledwo pojawił się na parkiecie, a już miał na koncie trzy faule. Jakoś nie mógł się na boisku odnaleźć, a piłka po jego rzutach nie mogła znaleźć drogi do kosza. Nie trafiał rzutów wolnych (2 na 6) i nie zachwycił pod koszem (4 trafienia na 8 prób). Lepiej od Serba zbierali na tablicach Niedźwiedzki i Diduszko. Ten ostatni zanotował cztery zbiórki pod koszem rywali w ostatniej odsłonie i dzięki niemu Śląsk wykończył punktami kilka akcji, a kibice od niechcenia otworzyli nawet jedno oko, żeby zobaczyć co na parkiecie wyczynia ten waleczny Diduszko.

S.Bogavac zdobył wczoraj 12pkt. (Fot.T.Armuła)
Trener Rajković pozwolił na rozluźnienie w ataku, ale nikt mi nie powie, że Mladenović nie trafiał spod kosza, bo mu się nie chciało. To mnie nie napawa optymizmem przed niedzielnym starciem z Anwilem. Wczorajszy mecz trzeba było rozegrać, jak najmniejszym nakładem sił. Mam nadzieję, że tak było, choć dla mnie odpoczynek przed kolejnym spotkaniem oznacza siedzenie na ławce po szybkim wyrobieniu bezpiecznej przewagi i obserwowanie, jak grają rezerwy. A tu Skibniewski znowu rozegrał prawie cały mecz. Calhoun grał ponad pół godziny, a Graham przemęczył się dwadzieścia jeden minut robiąc wszystko pół na pół, czyli rzucił 3 na 6 za 2 punkty i 3 na 6 z linii osobistych.
A może tak właśnie miało być? Może to granie na pół gwizdka było ładowaniem akumulatorów? Ja się nie znam. Wiem tylko, że… Rajković wie co robi.
Łodzianie zagrali dobrą trzecią kwartę, ale pogubili się w ostatniej, więc szkoleniowiec Śląska wpuścił w końcówce na parkiet młodych. Ale jeśli Zyskowski spędza na parkiecie niespełna dwie minuty, a Koelner i Bochno po cztery przeciwko najsłabszej drużynie ligi, to pytanie gdzie i kiedy mają grać więcej? Odpowiedź jest prosta. Na pewno nie w ekstraklasie…
Nie taki rottweiler straszny...

Ale koniec krytykowania meczu i użalania się nad biedną młodzieżą. Twierdza Wrocław znów się wybroniła, czyli na rozkaz Rajkovica: torpedo los storpedowała Łódź.
Teraz trzeba pójść za ciosem i w niedzielę Rottweilery z Włocławka przywiązać na krótkiej smyczy do kosza i zamiast piłki dać im do zabawy kość.

Relacja z meczu jest tutaj, a statystyki tu.
 

0 comments:

Prześlij komentarz