Czym się różni grafoman od zawodowca?

(Zdaniem Czekańskiego grubością portfela.) 

Przejrzałem dziś newsy żużlowe na sportowefakty.pl i wśród informacji świątecznych znalazłem nowy tekst Bartłomieja Czekańskiego. Nie przeczytałem go w całości, ponieważ mija się to z celem. Prywatne życie tego dziennikarza i jego przechwałki po prostu mnie nie interesują. Nie ma też dla mnie znaczenia, jaką kiełbasę robi ojciec Macieja Janowskiego i z jakiej okazji Daniel Olbrychski recytował wiersz dla pana redaktora.


Jedyne co mnie zainteresowało, to ten krótki fragment:

(…)Zapytacie więc zapewne: - Bartolo (tak do mnie mówi żona i najbliżsi przyjaciele), skoro speedway zwisa ci skisłym kalafiorem, to czemu o nim piszesz?
Odpowiem tak: dla kasy - jestem zawodowcem, za darmo piszą tylko grafomani, prawdziwy dziennikarz to taki, który z tego zawodu utrzymuje siebie i rodzinę - i dalej: piszę o speedwayu także z przyzwyczajenia i dlatego, że się trochę na tym znam, i wciąż mogę ludziom powiedzieć coś ciekawego o kulisach tego sportu.

Zdaniem Czekańskiego, to jest właśnie prawdziwe dziennikarstwo. Przypomnę tylko, że zapisywaliśmy szpalty żużlowe w tym samym Słowie Sportowym. Na szczęście w różnych latach. Czy jestem grafomanem, bo robiłem to za stawkę, która nie pozwalała mi się utrzymać? Czy mój następca też był grafomanem, bo gdzieś tam miał pełen etat i traktował pracę w SS, jako dorobienie do pensji? Jeszcze kilka miesięcy temu redaktor Czekański pisał dla wrocławskiego Słowa. Ciekawe, czy wszystkich kolegów, którzy z nim pracowali za grosze na umowę o dzieło, witał w redakcji słowami: Cześć grafomani i amatorzy!

Prawda jest taka, że prawie nikt nie jest w stanie wyżyć z dziennikarstwa mając jedną umowę o dzieło. Nawet pan Czekański. Dlatego łapie pięć srok za ogon. Włączasz telewizor i Czekański w Wokół toru, otwierasz SS- Czekański, przeglądasz Tygodnik Żużlowy - to samo. Włączasz internet i SportoweFakty.pl, a tam jedyny prawdziwy zawodowiec i dziennikarz. Niedługo otworzę lodówkę i też wyskoczy Czekański.
Gdy próbuję czytać Bez hamulców, to mam wrażenie, że autor ma chorobliwą potrzebę pisania tekstów bez względu na poziom osiągniętych rezultatów.

Bardzo panu Bartłomiejowi zazdroszczę pozycji w światku żużlowym. Wszędzie tego Pana zapraszają i za wszystko co powie płacą. Dla wielu jest on prawdziwym bogiem, wyrocznią i fachowcem w każdej dziedzinie. I bardzo dobrze. Idoli i wzorce trzeba w życiu mieć. A jakie kto sobie wybiera, to indywidualna sprawa. Jako jeden z nielicznych Pan Czekański ma prawo być dumny z faktu, że utrzymuje rodzinę z pisania. Brawo i gratuluję zupełnie szczerze. Też bym tak chciał. Nie daje to jednak Panu Bartłomiejowi prawa do obrażania tysięcy blogerów i dziennikarzy obywatelskich w naszym kraju oraz kolegów z redakcji, z którymi jeszcze niedawno współpracował. Większość z nich to też zawodowcy. Przecież ich znam.
Problem polega na tym, że Pan Bartłomiej od dawna nie pisze, bo to kocha. On kocha tylko siebie. Nie pisze już także w regionalnej prasie, bo teraz zależy mu na wielkim rozgłosie, a nie promowaniu sportu. Czekański publikuje TYLKO dla pieniędzy, więc uprawia czystą, pisarską prostytucję. Nie ma się czego wstydzić. To jest legalne. Ale nie ma sensu stawiać się wyżej od tych, którzy są młodsi i też mają warsztat dziennikarski oraz fantazję. Nie ma Pan podstaw, aby obrażać tych, którzy utrzymują się z czegoś innego, a piszą za darmo z miłości do sportu. To nie robi z nich frajerów i grafomanów. Oni nie są w niczym gorsi. Mało tego – wielu jest od Pana lepszych, bo ma, to co Pan już dawno utracił, czyli dużo energii i przede wszystkim pasję.

Tomasz Armuła – bloger zawodowiec

 

3 comments:

  1. świetny artykuł, zgadzam się co do joty

    OdpowiedzUsuń
  2. ostro po krawędzi, a nawet po bandzie...

    OdpowiedzUsuń
  3. Dokladnie, jest wielu, ktorym Pan Bartek, sie nawet " na szpryce" nie lapie ...

    OdpowiedzUsuń