Grabarze czarnego sportu

Po ogłoszeniu nowego regulaminu sportu żużlowego dla ekstraligi na rok 2012 byłem kompletnie niewzruszony. Chyba go w pierwszej chwili nie zrozumiałem, albo był mi zupełnie obojętny. Bardziej obstawiam to drugie, bo jestem z Wrocławia, więc zmiany związane z redukcją zawodników z GP do jednego w składzie zupełnie mnie nie ruszają.
Bo Sparty Wrocław nie stać na dwóch żużlowców z czołówki światowej, a ten jeden, który jest i tak nie spełnia pokładanych w nim nadziei. Użalanie się nad kryzysem wrocławskiego żużla zamknęło mi oczy, pozbawiło obiektywizmu, a przez to zapomniałem, że poza Wrocławiem istnieją inne kluby i na pewne zmiany w lidze trzeba patrzeć szerzej.


Sporo mi to zajęło czasu, ale wreszcie dotarło do mnie, że narzucanie limitu zawodników z GP to pomysł, który hamuje rozwój wielu zawodników, jest zaprzeczeniem zasad fair play i stawia sportowców przed dokonywaniem kuriozalnych wyborów.

Prosty przykład. Stoi żużlowiec pod taśmą startową w Grand Prix i myśli: Dojechać na końcu stawki i wylecieć z cyklu, czy walczyć na łokcie do mety, żeby utrzymać się wśród najlepszych?
Wypadnięcie z mistrzostw świata zwiększa szansę podpisania dobrego kontraktu w lidze polskiej. Utrzymanie się w GP sprawia, że ryzyko bezrobocia nad Wisłą rośnie, bo możliwość jazdy u nas otrzyma zaledwie dziesięciu żużlowców z cyklu. Bo właśnie 10 zespołów będzie w ekstralidze od przyszłego sezonu w Polsce.

Każdy sportowiec powinien dążyć do najlepszego wyniku życiowego, czyli starać się o awans na mistrzostwa Europy, świata, olimpiadę. A tam walczyć w myśl motta: citius, altius, fortius – szybciej, wyżej, mocniej. I bez względu na wynik żyć tymi zasadami. I tak jest chyba wszędzie z wyjątkiem żużla!
Citius, altius fortius! I nawet, jako przegrany odchodzisz z podniesiona głową!

Falubaz Zielona Góra ma trzech zawodników z GP: Hancocka, Jonssona i Protasiewicza. Dwóch musi pożegnać się z klubem. Polak z tej trójki jest teoretycznie najsłabszy, więc gdyby odszedł z grodu Bachusa miałby duży problem, aby znaleźć pracodawcę w ekstralidze. Działacze przecież postawią na lepszych żużlowców z GP od "PePe", którzy zagwarantują lepszy wynik. Protasiewicz to świetny ligowiec, ale w IMŚ nie ma większych szans. Ten cykl to duży prestiż, lecz marne pieniądze. Ktoś kto nie staje tam regularnie na podium to dokłada do interesu. Zaczęła się chłodna kalkulacja i Protasiewicz zrezygnował z walki o tytuł najlepszego żużlowca na świecie. Wybrał pewne miejsce w składzie ekstraligowym i dobre pieniądze. I dobrze zrobił. Nie wyobrażam sobie tego żużlowca w niższej lidze. Jeszcze nie teraz! Przecież on jest w życiowej formie. Regulamin jest chory. Blokuje Polakowi możliwość rozwoju i zmusza do podejmowania dziwnych decyzji. Polscy działacze ukarali rodaka, bo był za dobry. Mieści wam się to w głowie? Gdzie działacze mają rozum?

Regulamin nie dotyczy oczywiście tylko lidera Falubazu. Darcy Ward dostał stałą dzika kartę, ale długo zwleka z jej przyjęciem. Musi przemyśleć, czy mu się opłaca. Organizatorzy Grand Prix na siłę wciskają młodemu żużlowcowi miejsce w światowej czołówce, a ten kręci nosem. Prawdopodobnie zrezygnuje, bo woli kasę w Toruniu. Takie rzeczy tylko w żużlu.
Matej Zagar zrezygnował z pozycji rezerwowego w mistrzostwach świata. Miał on wskoczyć do cyklu na wypadek, gdyby ktoś nie przyjął „dzikusa”. Podziękował i wybrał dobry kontrakt w Stali Gorzów. Ciężko mieć pretensje do zawodników. Oni nie chcą wybierać, ale muszą, bo regulamin to parodia.

Jestem już w nastroju dzisiejszego święta, więc podsumowanie nasuwa mi się w takim właśnie klimacie - jeśli przepisy się nie zmienią, to żużel umrze. I to nie będzie śmierć naturalna tylko zabójstwo z premedytacją.

A później grabarze czarnego sportu mogą polską ligę okrojoną z gwiazd zakopać, zaorać, ziemię przyklepać, teren wyrównać i tablicę postawić:

Tu spoczywa Polska Liga Żużlowa (1948-2012)
 

0 comments:

Prześlij komentarz