Wójcik z numerem jeden w drafcie!

Z numerem jeden w książkowym drafcie sportowym w 2014 roku wybieram...

Adama Wójcika i Jacka Antczaka, czyli Rzut bardzo osobisty.

Podchodziłem do tej książki, jak do jeża, czyli z dużym dystansem. Obchodziłem ją szerokim łukiem i wielokrotnie w Empiku dzieliło mnie od niej jakieś 6 metrów i 75 centymetrów. Gdzieś tam była w zasięgu wzroku, ale nie w zasięgu ręki.
Z jednej strony zżerała mnie ciekawość co tam jest w środku, bo to pierwsza taka pozycja w Polsce, lecz z drugiej miałem mieszane uczucia, ponieważ autor nijak nie kojarzył mi się z wrocławską koszykówką. Co najwyżej z bieganiem maratonów, ale to zupełnie inna bajka.

Zastanawiałem się  czy można napisać dobrą książkę o legendzie polskiej koszykówki nie mając doświadczenia z polskich parkietów i nie będąc "z branży".
Był tylko jeden sposób, żeby się przekonać. Trzeba było skrócić dystans, rzucić za trzy dychy na targach książki we Wrocławiu, odebrać wygraną, a później wziąć  czas, żeby zapoznać się z lekturą. Okazało się, że wystarczyły mi cztery kwarty po dwie godziny i było po meczu. Kosmicznym meczu, w którym Jacek Antczak udowadnia, że przy pisaniu książki o znanym koszykarzu nie liczy się doświadczenie i wiedza o koszykówce. Najważniejszy jest warsztat dziennikarski, rzetelność , profesjonalne podejście do tematu i doświadczenie pisarskie. A tego Jackowi Antczakowi nie brakuje. Te cechy wychodzą na każdej stronie. Bo Antczak to świetny koszykarz wśród pisarzy. Niby z wyglądu niski rozgrywający, ale to bardziej "trójka" niż "jedynka". Chyba zawodnik "combo", bo w pisaniu bardzo wszechstronny i uniwersalny. Świetnie kozłuje słowem i rozgrywa przez cztery kwarty książki koszykówkę poukładaną od pierwszej do ostatniej strony, ale nie nudną. Raczej zaskakującą nawet największych rywali, którzy do tego projektu nie byli/są przekonani. Niepotrzebne skreślić. Ja skreślam "są".  Ja to kupuję.   

Antczak świetnie zbiera materiały archiwalne i asystuje wszystkim, którzy Wójcika znają i mają coś konkretnego o nim do powiedzenia. Wyszło świetnie. To musiały być godziny rozmów i selekcji wypowiedzi. Jedni  w nocy nie śpią, bo oglądają NBA, a inni nie spali, bo pisali czemu Wójcik nie zagrał w NBA...
Jacek Antczak.(wikipedia.org)
Taktyka autora jest prosta: jak najmniej fachowych terminów i udawania, że grę Wójcika umie się rozłożyć na części pierwsze, bo to niczemu nie służy. Rzut bardzo osobisty, to nie jest poradnik młodego koszykarza. Dlatego Jacek Antczak nie wykonuje zbędnych ruchów i zwodów w "pomalowanym", bo łatwo tam o błąd trzech sekund i błąd kroków, a kibice takie rzeczy wytykają i pamiętają. Nie ma nic gorszego od chaotycznej penetracji w "trumnie", gdy nie ma się doświadczenia, bo łatwo o "czapę" od czytelnika. I Antczak tego unika. Gra swoje i nie udaje eksperta od koszykówki. I zaznacza to wprost. I za to szacun. Facet i tak nieźle gra, świetnie się fotografuje, drybluje, strzela karne, a najlepiej wychodzą mu nietakty. Ludzie go lubią. Wierzą mu. (Przeczytajcie, zrozumiecie...:)) I serio wierzą mu, bo w tej historii jest z czytelnikiem szczery.
Jeszcze jedno przemyślenie. Zazdroszczę autorowi sukcesu, bo zrobił coś fajnego czego wcześniej nie było. Ale też trochę współczuję, bo Pulitzera i zarobionych milionów za to nie będzie. Ja oczywiście nie wnikam w nakład i kwestię finansową autora. Wiem tylko, że gdyby ta pozycja ukazała się w innych, lepszych czasach dla koszykówki, to Jacek Antczak sprzedałby 5.000 egzemplarzy w jeden wieczór po meczu Śląska pod Halą Ludową. Obawiam się, że teraz sukces książki na wielką skalę nie jest możliwy. Obym się mylił. Chciałbym, aby trafiła ona do wielu kibiców, bo tylko mogę się domyślać ile potu wylał autor na treningach, żeby wygrać ten mecz...
Promocja książki na Dworcu Głównym. (fot. Mariusz Sieradz)

Miało być o książce i o samym Wójciku, ale nie będzie. Bo po co zdradzać szczegóły? Kto chce wiedzieć ten poczyta. Powiem tylko tyle, że mnie najbardziej poruszyło i zaskoczyło podejście trenera Urlepa do Adama Wójcika. Autor opisuje jak ten najpierw niemal przychodził do koszykarza na kolanach z prośbą o pomoc, a później chciał legendę koszykówki rzucić na kolana, na łopatki i wykopać z parkietu. I to po tym wszystkim co razem osiągnęli. Aż ciężko uwierzyć, że tak można, lecz z drugiej strony każdy wie, że Andrej Urlep to, delikatnie mówiąc, człowiek o trudnym charakterze...
Jesteś legendą, człowieku... (fot. Tomasz Armuła)
W tej książce każdy znajdzie swoją ulubioną historię, o której wcześniej nie słyszał. Na szczęście Antczak to nie Urlep - nie pada przed gwiazdą na kolana. Przedstawia Wójcika jako legendę, ale też jako zwykłego człowieka, który się myli i nie zawsze podejmuje dobre decyzje. Jacek Antczak nie jest adwokatem Wójcika. Nie broni go. Nie wybiela. Bo na szczęście nie chce i nie musi. Liczby na końcu książki nie kłamią.

Legenda broni się sama.

Sprawdźcie sami czy skutecznie. Gorąco polecam!

Tomasz Armuła
 

1 comments:

  1. Bardzo lubię Marcina Wójcika :). Spotkaliśmy się osobiście...
    Napewno przeczytam tą książkę.

    OdpowiedzUsuń