Obiektywnie o niedzielnej jeździe po bandzie

Nigdy nie byłem i nie będę fanem Nickiego Pedersena. Duńczyk wielokrotnie pokazał na torze, że jest z niego kawał chama, który nie liczy się ze zdrowiem rywali i wozi ich po płotach przy każdej okazji. Nie szanuje też specjalnie swojego klubu, bo chętnie jeździ ze złamaną ręką w sobotnie wieczory w Grand Prix, ale już niekoniecznie dzień później dla Rzeszowa w polskiej lidze.

Wspominam o tym, bo w niedzielę we Wrocławiu na Olimpijskim Sparta podejmowała właśnie rzeszowskie Żurawie. Raczył się nawet pokazać w ich składzie Pedersen i radził sobie całkiem dobrze. Mecz ułożył się jednak po myśli wrocławian, lecz rzeszowianie do ostatniego biegu mieli szansę na bonus. I prawie go ze stolicy Dolnego Śląska wywieźli. On im się po prostu należał, bo w XV wyścigu prowadzili 5:1 i byli od gospodarzy lepsi. Ale Troy Batchelor nie odpuścił i ostrym atakiem pokazał Pedersenowi, że tym razem nie zostanie bohaterem meczu. Zobaczcie zresztą sami…


To był faul i Sparta nie powinna przywieźć zwycięskiego remisu do mety i tym samym zdobyć punktu bonusowego. Większość kibiców z Wrocławia mówi na forach, że faulu nie było i Pedersen dostał to na co zasłużył. Bardzo dobrze, że ten świr wreszcie zrozumie, że inni się go nie boją, bo kto mieczem wojuje ten od miecza ginie. Ale ja nie o tym. Mi nie chodzi o to kto się zemścił i za co. Mi chodzi o regulamin, który jest bezsensu. Gdyby to Pedersen skosił Batchelora, to wszyscy widzieliby faul, a gwizdy niosłyby się przez Sępolno, Zalesie i Krzyki. Nie może być tak, że każdy widzi to co chce i kiedy mu pasuje. Gdyby Pedersen położył się po tej kosie na tor, to sędzia wykluczyłby Batchelora, bo ktoś musi być winny kolizji. A że Pedersen utrzymał równowagę, to w „nagrodę” Rzeszów wyjechał z Wrocławia bez punktu. Sędzia dał upomnienie po meczu Batchelorowi. Szok. Na pewno żużlowiec Sparty się przejął. Co to za kara? Żadnego wykluczenia, żadnej straty punktów. Wynik poszedł w świat. Ten przepis jest martwy.

Wiem, że to sport kontaktowy i przerywanie wyścigów po każdej walce na łokcie nie ma sensu, bo to by nie było widowisko tylko czterogodzinna męczarnia bez emocji. Jednak jakieś zdrowe zasady powinny być. Marma okazała się lepsza w tym dwumeczu i zasługuje na bonus. 

Morał z tego meczu jest taki: z Pedersenem jednak można i trzeba ostro, ale sędziowie powinni mieć jaja i możliwości, aby w takich sytuacjach, jak ta z XV wyścigu nie wypaczać wyniku końcowego. Mam przeczucie, że tego jednego punktu rzeszowianom zabraknie do utrzymania w Ekstralidze. Ale to już nie mój problem, bo choć z tekstu to nie wynika, to jednak jestem z Wrocławia, czyli mam swoje żużlowe zmartwienia…
 

0 comments:

Prześlij komentarz