Rower to dzieło geniusza

Wypad do Bielic za nami. Zostałem oszukany, bo organizator obiecał mi więcej kilometrów po asfalcie, a skończyło się na zjazdach po kamieniach i dziurach. Ale nie ma co narzekać. Powody do rozpaczy byłyby gdybym wziął kolarzówkę zamiast górala.

O Bielicach poczytacie więcej tutaj na stronie organizatora wyjazdu. A poniżej kilka ciekawostek przeczytanych na crazynauka.pl podczas przerwy regeneracyjnej. Przygotowania do Klasyku karkonoskiego trwają. Pozostał miesiąc.

Najtrudniejszy wypad górski w życiu za mną:)

Rower to dzieło geniusza – maszyna, która najwydajniej przekłada pracę ludzkich mięśni na przemieszczanie się.

Ponad 95 proc. wysiłku mięśni osoby pedałującej przekłada się na ruch do przodu, a zaledwie niecałe 5 proc. marnowane jest wskutek oporów tocznych, tarcia w łożyskach itp. Jazda na rowerze jest bardziej efektywna niż chodzenie - gdy idziemy przy każdym kroku część energii marnujemy na unoszenie całego ciała.

Jednak to, jak szybko jedziemy, zależy w dużej mierze od energii włożonej w pokonanie oporu powietrza. Aby podwoić prędkość, trzeba ponad 2-krotnie zwiększyć zużycie energii. Jeśli podczas jazdy po płaskim przy bezwietrznej pogodzie przyspieszymy z 12 km/h do 32 km/h, opór powietrza zwiększy się aż o 1800 proc.

Dlatego jazda „na kole” innego rowerzysty bardzo się opłaca (co łatwo zaobserwować podczas wyścigów kolarskich). Przy prędkości 32 km/h zmniejsza ona zużycie energii o 18 proc., a przy 40 km/h - o 27 proc.
 

W łupinie na ocean

Wczoraj mieliśmy Światowy Dzień Dziennikarza Sportowego. Obchodzi się go od 19 lat w rocznicę utworzenia w 1924 roku w Paryżu Międzynarodowego Stowarzyszenia Prasy Sportowej AIPS.
I tak mi się jakoś przypomniało przy tej okazji, że kiedyś to było także moje święto, bo miałem taki epizod w swoim życiu…:)

Jestem fanem przede wszystkim żużla, ale nie debiutowałem jako dziennikarz tekstem o tej dyscyplinie. Zajmowałem się w 2006 roku czymś bardzo egzotycznym, jak na owe czasy w Polsce. Mój debiut poniżej.Na pierwszy rzut oka widać (po szerokości tekstu), że łamacze wrzucili to na siłę gdzieś z boku strony prawie na marginesie :) Ale nie miało to wtedy dla mnie żadnego znaczenia. Najważniejsze, że "weszło"na łamy Słowa Sportowego!

Debiut sportowy 2006 rok.
Komentatorzy i dziennikarze sportowi bywają krytykowani nawet częściej niż sami sportowcy. I choć zapamiętujemy głównie ich wpadki, to przecież bez nich mecze i zawody nie byłby takie same. Z tej okazji wklejam trzy kultowe teksty polskich komentatorów:



„Szurkowski to cudowne dziecko dwóch pedałów”.
 „Jeśli Tyson podniesie się po tym ciosie, to będzie największy cud od zmartwychwstania Łazarza”.
"Kończ pan, panie Turek"
 

Obiektywnie o niedzielnej jeździe po bandzie

Nigdy nie byłem i nie będę fanem Nickiego Pedersena. Duńczyk wielokrotnie pokazał na torze, że jest z niego kawał chama, który nie liczy się ze zdrowiem rywali i wozi ich po płotach przy każdej okazji. Nie szanuje też specjalnie swojego klubu, bo chętnie jeździ ze złamaną ręką w sobotnie wieczory w Grand Prix, ale już niekoniecznie dzień później dla Rzeszowa w polskiej lidze.

Wspominam o tym, bo w niedzielę we Wrocławiu na Olimpijskim Sparta podejmowała właśnie rzeszowskie Żurawie. Raczył się nawet pokazać w ich składzie Pedersen i radził sobie całkiem dobrze. Mecz ułożył się jednak po myśli wrocławian, lecz rzeszowianie do ostatniego biegu mieli szansę na bonus. I prawie go ze stolicy Dolnego Śląska wywieźli. On im się po prostu należał, bo w XV wyścigu prowadzili 5:1 i byli od gospodarzy lepsi. Ale Troy Batchelor nie odpuścił i ostrym atakiem pokazał Pedersenowi, że tym razem nie zostanie bohaterem meczu. Zobaczcie zresztą sami…


To był faul i Sparta nie powinna przywieźć zwycięskiego remisu do mety i tym samym zdobyć punktu bonusowego. Większość kibiców z Wrocławia mówi na forach, że faulu nie było i Pedersen dostał to na co zasłużył. Bardzo dobrze, że ten świr wreszcie zrozumie, że inni się go nie boją, bo kto mieczem wojuje ten od miecza ginie. Ale ja nie o tym. Mi nie chodzi o to kto się zemścił i za co. Mi chodzi o regulamin, który jest bezsensu. Gdyby to Pedersen skosił Batchelora, to wszyscy widzieliby faul, a gwizdy niosłyby się przez Sępolno, Zalesie i Krzyki. Nie może być tak, że każdy widzi to co chce i kiedy mu pasuje. Gdyby Pedersen położył się po tej kosie na tor, to sędzia wykluczyłby Batchelora, bo ktoś musi być winny kolizji. A że Pedersen utrzymał równowagę, to w „nagrodę” Rzeszów wyjechał z Wrocławia bez punktu. Sędzia dał upomnienie po meczu Batchelorowi. Szok. Na pewno żużlowiec Sparty się przejął. Co to za kara? Żadnego wykluczenia, żadnej straty punktów. Wynik poszedł w świat. Ten przepis jest martwy.

Wiem, że to sport kontaktowy i przerywanie wyścigów po każdej walce na łokcie nie ma sensu, bo to by nie było widowisko tylko czterogodzinna męczarnia bez emocji. Jednak jakieś zdrowe zasady powinny być. Marma okazała się lepsza w tym dwumeczu i zasługuje na bonus. 

Morał z tego meczu jest taki: z Pedersenem jednak można i trzeba ostro, ale sędziowie powinni mieć jaja i możliwości, aby w takich sytuacjach, jak ta z XV wyścigu nie wypaczać wyniku końcowego. Mam przeczucie, że tego jednego punktu rzeszowianom zabraknie do utrzymania w Ekstralidze. Ale to już nie mój problem, bo choć z tekstu to nie wynika, to jednak jestem z Wrocławia, czyli mam swoje żużlowe zmartwienia…