Armuła komentuje #5


Co właśnie czytam? Co mnie zaskakuje? Co mnie bawi, a co sprawia, że mam ochotę spalić autografy swoich idoli? Poniżej codzienny komentarz do otaczającej mnie sportowej rzeczywistości.

Zapraszam. Lektura zajmie Wam 10 sekund.
---
Tour de Pologne już dawno za nami, ale przypomniał mi się SMS od kolegi, który pierwszy raz widział zawodowy peleton na żywo:

Przykro mi, że kolega ledwo zdążył zainteresować się kolarstwem, a już został "olany" przez kolarzy, ale taka jest brutalna kolarska rzeczywistość.

Czasami jest czas, żeby się zatrzymać...

Sikanie na komendę, gdy do mety daleko

W pięknych okolicznościach przyrody...
Gdy jest czas i nie ma stresu w peletonie, to zawodnicy zjeżdżają na pobocze.
Ale są sytuacje, kiedy tempo jest już duże i wtedy trzeba to robić w czasie jazdy http://i.imgur.com/Vizlw.jpg

Na szczęście amatorzy nie mają takiego ciśnienia... na wynik... :)
 

Armuła komentuje #4


Co właśnie czytam? Co mnie zaskakuje? Co mnie bawi, a co sprawia, że mam ochotę spalić autografy swoich idoli? Poniżej codzienny komentarz do otaczającej mnie sportowej rzeczywistości.

Zapraszam. Lektura zajmie Wam 10 sekund.

W tym tygodniu w pracy rozgorzała dyskusja sportowa. Wróciliśmy ze znajomymi do tematu rewelacyjnego występu Pawła Fajdka w Memoriale Kamili Skolimowskiej:

Paweł Fajdek poprawił w warszawskim Memoriale Kamili Skolimowskiej trzynastoletni rekord Polski w rzucie młotem, który należał do Szymona Ziółkowskiego.

(http://sport.tvn24.pl/lekkoatletyka,128/fajdek-zapisal-sie-w-historii-rekord-polski-pobity-po-trzynastu-latach,461517.html)
 
Fajnie, że pokazała to nasza telewizja. Super, że kilka dni wcześniej mieliśmy relację live z Mistrzostw Europy. Ubolewam tylko nad faktem, że lekkoatleci dość rzadko mają swoje pięć minut w polskiej TV i ciągle są w cieniu innych sportowców, którzy (często) osiągnęli mniej od nich.

No bo przykładowo taka sytuacja:

Proszę ostatnio faceta o autograf w samolocie, a wszyscy dookoła w szoku i nikt nie wie kto obok nich siedzi. Nie samą piłką człowiek żyje, więc warto wiedzieć kto w Polsce rzuca młotem po mistrzowsku:-)


Worek z polskimi medalami na ME okazał się najcięższy od 40 lat!
Umiecie wymienić nazwiska wszystkich polskich medalistów? Ja przyznaję ze wstydem, że nie. Ale skład Borussi co drugi Polak wymieni bezbłędnie obudzony w środku nocy. Coś tu chyba nie gra. Niestety światem kręci wielka piłka. Się w nią gra, to się ma-pieniądze, sławę, pierwszą stronę w każdej gazecie.

Tym większy szacun dla Fajdka i spółki, że robią coś niszowego za niską pensję. Bardzo często bez miejsca do treningów.

No i przyznacie, że trzeba być niezłym świrem, żeby codziennie przychodzić na trening i kręcić się dookoła własnej osi. 

I to się nadaje do prasy... :)
 

Armuła komentuje# 3



Co właśnie czytam? Co mnie zaskakuje? Co mnie bawi, a co sprawia, że mam ochotę spalić autografy swoich idoli? Poniżej codzienny komentarz do otaczającej mnie sportowej rzeczywistości.

Zapraszam. Lektura zajmie Wam 10 sekund.


/ Żużel/ Ostatnio Redaktor Ostach napisał mi, że:

" Zachowuję się jak baba, bo obrażam się na Spartę" .

Powiem tak- skoro żużlowcy jadą u siebie jakby nie mieli jaj, Baron nie umie podjąć męskiej decyzji, a klubem i tak kręci kobieta odporna na zmiany na lepsze, to czemu ja mam być jedynym facetem w tym żużlowym burdelu?

Redaktorze Ostach, niech mnie Pan tutaj przekona, że warto wydać trzy dychy na WTS.

Albo nie tyle mnie, co przyszłych kibiców Sparty!
 

Armuła komentuje#2


Co właśnie czytam? Co mnie zaskakuje? Co mnie bawi, a co sprawia, że mam ochotę spalić autografy swoich idoli? Poniżej codzienny komentarz do otaczającej mnie sportowej rzeczywistości.

Zapraszam. Lektura zajmie Wam 10 sekund.

---

/ Kolarstwo/ Na Vuelta a Espana wiatr rozdawał wczoraj karty. Były wachlarze i ranty, ale najsłabsi nie utrzymali koła.
Umiejętność jazdy na kole to ważna sprawa. Dlatego dziś czytam i polecam poradnik Gołasia.

We wrześniu czasówka parami w W Żmigprodzie. Namawiam kolegów i lecimy.
Ale najpierw teoria: 


http://magazynrowerowy.pl/jazda-na-kole-2/
---
 

Armuła komentuje# 1


Co właśnie czytam? Co mnie zaskakuje? Co mnie bawi, a co sprawia, że mam ochotę spalić autografy swoich idoli? Poniżej codzienny komentarz do otaczającej mnie sportowej rzeczywistości.

Zapraszam. Lektura zajmie Wam 10 sekund.
---
SportoweFakty donoszą:

Ewentualna kara dla Warda martwi działaczy Poole Pirates, gdyż sezon na Wyspach Brytyjskich wchodzi w decydującą fazę, a ekipa z Wimborne Road liczy się w walce o medale. - Gdyby Darcy otrzymał zakaz startów, to w kolejnych meczach musielibyśmy korzystać z instytucji "gościa". Taka kara miałaby większe konsekwencje dla klubu i kibiców z Poole, niż dla samego Darcy'ego. Mam nadzieję, że ta cisza ze strony FIM oznacza, iż zastosują łagodne przepisy i nie wprowadzą żadnego zakazu startów w życie - stwierdził na łamach "Daily Echo" Matt Ford, promotor klubu.
(http://m.sportowefakty.pl/zuzel/463263/czy-darcy-ward-zostanie-ukarany-oby-dokonczyl-sezon)
---
Ręce opadają. Rozumiem, że jak policja złapie mnie za jazdę po pijanemu, to mogę liczyć na pomoc Matta Forda?
Działacze na Wyspach stoją po stronie Warda, czyli własnych interesów.
Sprawiedliwość, bezpieczeństwo i przepisy nie mają znaczenia. Skąd to znamy?
W Anglii jest już jak w polskiej lidze. Na podwójnym gazie po trupach do celu.
 

Raz, dwa, trzy żużlowy foch

Dostałem rano SMS od kolegi z pytaniem czy idę na mecz Sparty z Unibaxem Toruń.
Oczywiście, że nie idę, bo na żużel i na Spartę mam focha. Powody są minimum trzy:

RAZ - Patryk Dudek na dopingu. Utwierdził mnie chłopak w przekonaniu, że to sport dla bandy amatorów albo oszustów. Bez różnicy. Ciężko będzie taką plamę zmyć. (Więcej tutaj: http://armulatomasz.blogspot.com/2014/08/co-zrobi-patryk-dudek.html)

Darcy Ward. Szelmowski uśmiech od lat... (Fot. T.Armuła)
DWA - Darcy Ward próbował oszukać działaczy i co gorsza-kolegów z toru. Postanowił na podwójnym gazie wsiąść na motor bez hamulców i ścigać się z rywalami. Facet powinien być zdyskwalifikowany. Ale nie... On przyjechał do Wrocławia i wystąpił w barwach toruńskich. Ja tego na żywo za pieniądze oglądać nie będę.

O tym, że nie jest moim ulubieńcem pisałem już tutaj:

http://armulatomasz.blogspot.com/2012/01/bohaterowie-drugiego-planu.html
i tutaj:
http://armulatomasz.blogspot.com/2012/01/bohaterowie-drugiego-planu-czesc-22.html

TRZY - Sparta nie chce awansować do play off, więc meczów o nic nie będę oglądał za 30 złotych. Do dziś nie wiem co kombinował Piotr Baron. Nikt nie czuje potrzeby, aby wyjaśnić cokolwiek kibicom. (więcej tutaj: http://armulatomasz.blogspot.com/2014/08/czego-nie-zrobi-piotr-baron.html)

Bez żużla da się żyć. Wybieram w niedzielę rower i gofry w gronie zaufanych ludzi. Nikt nie będzie pluł słonecznikiem i krzyczał: "Apator-Wibrator". Jakoś mi tego nie brakuje.

Ale zerkam jednym okiem  w TV i widzę niemoc Sparty, która męczy się na własnym torze, jakby jeździła na nim pierwszy raz w życiu. Przykro patrzeć. Klub ściągnął fajne nazwiska. Ale nazwiska nie jadą. Chyba nikomu już na wyniku nie zależy, więc czemu ja mam być wyjątkiem...?

Raz, dwa, trzy foch. Żegnam ozięble polski żużel i jego afery. Ani słowa o żużlu do 2015 roku. Kredyt zaufania się skończył. Przekonajcie mnie, że warto wrócić na stadion za rok.

Tomasz Armuła
 

U innych przeczytane

Znalezione przy sobotniej kawie.
Fajny tekst Magazynu Rowerowego o kumplach z Dolmelu.
Polecam!

http://magazynrowerowy.pl/mistrzowie-z-dolmelu/

 

Czego nie zrobił Piotr Baron?

Dwadzieścia jeden lat interesuję się żużlem, więc myślałem, że ta dyscyplina niczym negatywnym mnie już nie zaskoczy, ale ostatni tydzień przyniósł sporo rozczarowań. Oto drugie z nich.
Sparta Wrocław od początku sezonu nie zachwyca. Wrocławianie przegrywali prawie wszystko co było możliwe i szybko usadowili się w dolnej części tabeli. Wszystko skupiało się tylko na ograniu Wybrzeża Gdańsk i utrzymaniu się w lidze. Ale w ostatnim czasie Sparta złapała wiatr w żagle i dość niespodziewanie włączyła się do walki o pierwszą czwórkę, czyli play off. Żeby zdarzył się ten cud trzeba było wygrać na wyjeździe z Unią Leszno. Zadanie trudne do zrealizowania, ale podopieczni Piotra Barona pokazali na torze, że są w stanie złapać leszczyńskie "Byki" za rogi.

UNIA żegna Spartę. Nie dla nas play off
Jednak przed XIII wyścigiem stało się coś, czego kibice Sparty nie byli w stanie zrozumieć. Po dwunastym biegu Unia prowadziła ze Spartą sześcioma punktami 39:33. W 13. mieli pojechać najsłabsi w ekipie wrocławskiej: Tomasz jędrzejak i Troy Batchelor. Mecz był do wygrania. A nawet jeśli nie, to można było ratować remis albo chociaż walczyć do samego końca. Krótko mówiąc - była okazja pokazać charakter, pozostawić dobre wrażenie, a przy odrobinie szczęścia wywieźć punkty z
Leszna i może nawet awansować do play off. Każdy przeciętny kibic wrocławski, który interesuje się żużlem z dwa miesiące, zna zasady i umie wypełnić program musiał powiedzieć sobie w myślach  przed pechową trzynastką jedno słowo: "TAKTYCZNA".
Chuligani z Leszna mogą świętować. A Sparta... jak widać - płonie ze wstydu...
W miejsce wspomnianej słabej dwójki mogli jechać Woffinden i Janowski. Ale manager Piotr Baron nie zrobił nic. Jędrzejak i Batchelor dostali baty 5:1 i było po meczu. Ale co zrobił Baron chwilę później w XIV biegu? Zastosował rezerwę taktyczną! Pytanie po co?

I teraz nasuwają się pytania: czy Piotr Baron zna zasady i regulamin? Czy Sparta na pewno chciała awansować do play off? 

Baron to sympatyczny facet. Świetnie dogaduje się z zawodnikami i zbudował dobry klimat w drużynie. Ale jeśli "zapomniał" dokonać zmiany w biegu trzynastym, to powinien zrobić sobie przerwę w prowadzeniu drużyny i poczytać regulamin. Żużel taktycznie jest banalny. Nie daje trenerowi setki rozwiązań. Zawodnicy sami układają taktykę na torze, bo wiedzą najlepiej, jakie ścieżki wybierać, gdzie atakować. To nie piłka nożna albo koszykówka. Przygotowanie toru i motocykli, to zadanie najtrudniejsze w dzisiejszym speedway'u. Ale regulamin jest krótki i banalny. Rezerwa zwykła, taktyczna, "ZZ" i jeden rezerwowy. Czy to takie skomplikowane? Czy można tego nie ogarnąć w meczu, gdzie stawką jest play off...?

Piotr Baron. Usłyszymy jakieś wyjaśnienia?
Pojawiły się w internecie opinie kibiców, że Sparta nie chciała awansować do czwórki. Takie głosy wydają się absurdalne, ale jakby się bliżej temu przyjrzeć, to chyba wszystko na to wskazuje. Znając ten klub, działaczy i różne decyzje z przeszłości, faktycznie można wysnuć takie wnioski. Zakończenie sezonu w sierpniu to spore oszczędności. Kibiców przychodzi na Olimpijski mało, więc przychody z biletów są prawie zerowe. W klubie się nie przelewa. O sponsorów trudno. A play off to kolejne mecze, wyjazdy, wynagrodzenia dla zawodników. Po co jechać z mocnymi rywalami, z którymi nie mamy szans skoro można zaoszczędzić? Klub plan minimum zrealizował. Obronił się przed spadkiem. Nie chcę wierzyć w taką teorię, ale nie mogę znaleźć żadnego innego wytłumaczenia tej sytuacji. Czekam od niedzieli na wyjaśnienia, lecz takich w mediach nie ma. A może coś przegapiłem? Jeśli tak, to proszę mnie oświecić. Chcę wiedzieć, co się wydarzyło przed trzynastym biegiem w Lesznie.

Ten mecz można było przegrać i nie miałbym żadnych pretensji. Unia jest mocniejsza. Sparta nie zachwyca. Ale jak przegrać to w dobrym stylu a nie taktyczną jazdą z tyłu.

Tomasz Armuła
 

Co zrobił Patryk Dudek?

Dwadzieścia jeden lat interesuję się żużlem, więc myślałem, że ta dyscyplina niczym negatywnym mnie już nie zaskoczy, ale ostatni tydzień przyniósł sporo rozczarowań. Oto pierwsze z nich.

Patryk Dudek zawieszony z powodu stosowania dopingu. Takich rzeczy w czarnym sporcie jeszcze nie widziałem. Jestem zaskoczony, bo żużel nie kojarzy mi się z dyscypliną, która wymaga wielkiego wysiłku fizycznego. Ja nie mam wątpliwości, że "parę" trzeba mieć, aby się utrzymać na motocyklu bez hamulców, ale bez przesady. Maratończykiem czy kolarzem żużlowiec nie jest i nie musi być.
Problem tu może być inny. Jeśli żużlowcy się czymś wspomagają, to raczej chemią na pobudzenie, żeby nie zasnąć na żużlowej kierownicy albo za samochodowym kółkiem. W sobotę Grand Prix, w niedzielę liga polska. Później Anglia, Szwecja, czasami Dania, Czechy. Tysiące kilometrów tygodniowo. Takie wycieczki mogą zabić każdego, a klub wymaga. I kibice też. Presja ciąży.

I kolejna niespodzianka. Okazuje się, że w żużlu są kontrole antydopingowe. Nawet nie wiedziałem. Do tej pory nie mówiło się o tym głośno. No i Dudek wpadł. Wziął "dopalacz" i sprawa ujrzała światło dzienne. I teraz są dwa wyjścia:

1. Patryk Dudek jest oszustem i zrobił to z premedytacją, bo wiedział co bierze, a wie co jest zabronione.

2. Patryk Dudek jest totalnym amatorem, który nie traktuje swojego zawodu serio, bo wziął odżywkę nie czytając jej składu i nie konsultując tego z nikim.

Skłaniam się ku drugiej opcji, ale to nie ma większego znaczenia, bo kara może być tylko jedna - DYSKWALIFIKACJA. I nie ma zmiłuj. Światowa Agencja Antydopingowa stworzyła listę zakazanych środków i wyjątków dla żużlowców nie będzie. Kolarze zazwyczaj dostają bite dwa lata i rzadko ktoś rozpacza po wpadce, bo wie w co się bawi. Nie sądzę, aby w przypadku Dudka ktoś miał wprowadzić taryfę ulgową. Decyzję podejmuje ktoś dużo wyżej, więc polskie żużlowe towarzystwo wzajemnej adoracji sprawy nie wyciszy.

W sporcie zawodowym nie ma tłumaczenia, że bierze się coś nieświadomie. Spójrzmy na kolarzy. Tam problem dopingu jest duży. Dlatego są paszporty biologiczne i nachodzenie kolarzy w środku nocy w ich domach, aby pobrać próbki moczu i krwi (Projekt Adams). A w ramach ciekawostki do "Rodziny Adamsów" należy Jarosław Hampel i Tai Woffinden. Taką ciekawą informację podali dziennikarze podczas meczu ligowego w nSport. Nie miałem o tym pojęcia. Nie zmienia to jednak faktu, że żużlowcy powinni mieć pojęcie o tym co biorą. Ale nie mają. W Magazynie Żużlowym Enea Ekstraliga dziennikarz zapytał żużlowca Pawła Przedpełskiego, czy ma w kontrakcie informację dotyczącą dopingu, stosowania zakazanych substancji, itd. Żużlowiec  z rozbrajającą szczerością odpowiedział, że... NIE PAMIĘTA.

To jest absurd. Totalna amatorka. Brak profesjonalizmu ze strony sportowca. Ktoś powie, że młody jest i głupi. Średnie tłumaczenie. Ale o ile jeszcze można wybaczyć dzieciakowi, że ma siano w głowie zamiast mózgu, to od Mirosława Kowalika wymagałbym więcej.
Otóż były świetny zawodnik i autorytet dla wielu młodych żużlowców stwierdził na żywo przed kamerami, że: 


Zawodnicy nie mają czasu na czytanie wszystkich etykiet, które widnieją na odżywkach.


Myślałem, że się przesłyszałem. Takie słowa to przysłowiowy gwóźdź do trumny dla  tego sportu. To jak potwierdzenie, że żużel to amatorka dla kretynów, którzy nic nie wiedzą, nic nie czytają, bo jedyne na czym się skupiają to skręcanie w lewo. 

Żaden kolarz z profesjonalnej grupy zawodowej nie wypije nawet łyka wody z butelki, którą poda mu na trasie kibic. Co najwyżej wyleje ją sobie na głowę. Dla osób myślących powód jest oczywisty.  Nie ma brania czegokolwiek w ciemno. Wszystko konsultuje się z lekarzem i kierownictwem grupy sportowej. To jest PRO. To jest sport przez duże "S". Jeśli kolarz bierze koks to z premedytacją. Jak wpada to zazwyczaj w końcu przyznaje się, bo mówienie, że nie wiedział co robi jest jeszcze bardziej żenujące od brania w żyłę. Żużlowcy, uczcie się od kolarzy! Profesjonalizmu, rzecz jasna, nie brania dopingu. Wbrew pozorom kolarstwo ma też jasne strony.

Wszyscy w żużlowym środowisku w szoku i jest wielkie poruszenie. Dziennikarze nSport i działacze bronią Dudka.
Bo nie chciał.
Bo nie wiedział.
Bo to nieporozumienie.
Ludzie, czas się opamiętać i nie kierować się emocjami.  Komisji antydopingowej nie weźmie się na litość. Udowodnić, że jest się naprawdę głupim? To nie przejdzie, choć na pierwszy rzut oka widać, że żużlem kręci ludka głupota.

Żal mi Patryka Dudka, bo to  światowej klasy żużlowiec i talent jakich mało. Ale facet jest ofiarą własnej głupoty i co gorsza - środowiska, w którym kręci się w lewo. Żużel jest zaściankowy. Trzęsie się w posadach od afer i głupich decyzji podejmowanych przez działaczy, którzy często są oderwani od rzeczywistości.  

Kocham żużel i kolarstwo. Kolarstwo za profesjonalizm zawodników i grup sportowych, czyli za wyniesienie sportu na bardzo wysoki poziom. Żużel kocham za proste zasady i odwagę żużlowców, bo nie mają żadnych zahamowań, czyli hamulców.
Ale od miłości do nienawiści krótka droga. W kolarstwie nienawidzę dopingu i zakłamania wielu oszustów, którzy przez lata niszczyli ten sport. Żużla wstydzę się za jego zaściankowość, słomę w butach prezesów i działaczy. Gardzę nim za przyzwolenie na brak profesjonalizmu. Ze smutkiem stwierdzam, iż  speedway ma zielone światło na bylejakość. 

I ofiarą takiego chorego, byle jakiego systemu jest Patryk Dudek.

Tomasz Armuła
 

TdP: jazda po stole, czyli...

Raj dla sprinterów i spacer dla górali

Jeśli ktoś nie śledził na żywo wyścigu Tour de Pologne i sprawdził jedynie klasyfikację generalną, to mógł dojść do wniosku, że tegoroczna edycja TdP była bardzo ciekawa i nic nie było pewne do ostatniego etapu. Nic bardziej mylnego. Niewielkie różnice czasowe w „generalce” są dowodem na to, że wyścig był znowu zbyt prosty, a o końcowym zwycięstwie zadecydowały ułamki sekund na sprincie pomiędzy kilkunastoma kandydatami do zwycięstwa.

Gliczarów to nie L’Alpe d’Huez, Strbskie Pleso  to nie Mont Ventoux. Nie zmienia to jednak faktu, iż w Polsce można pojeździć na rowerze pod górkę, bo warunki ku temu są. Niestety Lang Team nie korzysta z tego. Moim zdaniem to błąd i wyścig na tym sporo traci. Nasz narodowy tour jest rajem dla sprinterów i spacerem dla górali. Niestety.

Płaskich etapów nie komentuję. Były ucieczki, Polacy robili, co mogli, ale peleton - z jednym wyjątkiem - z premedytacją połykał uciekinierów. Zatem wszystko zgodnie z planem. Tylko w Warszawie kibiców jak na lekarstwo. Pustki na trasie. Wyglądało to słabo. Stolica rozpisywała się przed wyścigiem, że TdP to samo zło, bo będą korki w mieście. I ta propaganda zadziałała. Nie umiemy się cieszyć imprezą sportową na wysokim poziomie. Wolimy narzekać i szukać dziury w całym. To takie polskie, a nazwa wyścigu przecież zobowiązuje...

Prawdziwe ściganie teoretycznie  zaczęło się na trasie z Zakopanego do słowackiego Strbskiego Plesa. Ale dla zawodników z World Tour to były hopki. Jak zwykle uciekał Rutkiewicz szukając swojej szansy na mokrych zjazdach, ale nie wyszło. Na szczęście poprawił Majka! To nie był etap pod niego. Za krótki, za szybki, ale Polak jest tak pewny siebie po Tour de France, że objechał wszystkich na sprincie pod górę! Szacun, brawa! Jestem w siódmym niebie. Czekaliśmy na to dziesięć lat!

Ale gdy emocje już opadły, jak po wielkiej bitwie kurz, to co zobaczyłem w klasyfikacji etapu?

  1 Rafał Majka (Pol) Tinkoff-Saxo                             4:30:38
  2 Benat Intxausti Elorriaga (Spa) Movistar Team
  3 Jon Izaguirre Insausti (Spa) Movistar Team
  4 Gianluca Brambilla (Ita) Omega Pharma - Quick-Step
  5 Warren Barguil (Fra) Team Giant-Shimano
  6 Samuel Sanchez (Spa) BMC Racing Team
  7 Davide Formolo (Ita) Cannondale
  8 Lars Petter Nordhaug (Nor) Belkin Pro
  9 Andrey Amador Bakkazakova (CRc) Movistar Team
 10 Przemysław Niemiec (Pol) Lampre-Merida
 11 Serguei Firsanov (Rus) RusVelo
 12 Wout Poels (Ned) Omega Pharma - Quick-Step
 13 Julian David Arredondo Moreno (Col) Trek Factory Racing
 14 Pieter Weening (Ned) Orica Greenedge
 15 Gorka Izaguirre Insausti (Spa) Movistar Team
 16 Ryder Hesjedal (Can) Garmin Sharp
 17 Peter Velits (Svk) BMC Racing Team
 18 Maxime Bouet (Fra) AG2R La Mondiale
 19 Giampaolo Caruso (Ita) Team Katusha
 20 Marek Rutkiewicz (Pol) CCC Polsat Polkowice
 21 Christophe Riblon (Fra) AG2R La Mondiale
 22 Robert Gesink (Ned) Belkin Pro

Wygrał Majka, ale dwudziestu jeden kolarzy dojechało do mety nie tracąc do niego nawet sekundy. Koszulkę lidera zachował Czech Petr Vakoc, który absolutnie nie wierzył, że będzie w stanie nawiązać walkę w górach. No ale gór nie było...

Na kolejnym etapie Majka znów "rzucił bombę", której nikt nie był w stanie wytrzymać. W trupa i na zapieku, bo jak mówi Majka:


Skoro czuję, że mnie boli, to tych z tyłu też musiało boleć.

Majka góry przenosi! Żeby jeszcze tylko przekonał Czesława Langa, aby ten przeniósł nam etapy płaskie bliżej Karkonoszy i Tatr. Pomarzyć można. Ja tam szczegółów nie znam, ale domyślam się, że chodzi o pieniądze. Ile zapłacił Gdańsk, Kraków, Toruń, Rzeszów i Warszawa za przejazd peletonu i promocję swojego regionu? Podejrzewam, że Karpacza i Kotliny Kłodzkiej na to nie stać.
Kiedyś narzekałem na wyścig dookoła Polski, bo kolarze co roku ścigali się we wrześniu w brzydkiej pogodzie i tylko na jednym dużym podjeździe w Karpaczu. Kilkudziesięciu zawodników w ogóle nie kończyło imprezy, a ci, którzy poradzili sobie z niską temperaturą i z Orlinkiem wyglądali, jak po przejechaniu Paryż – Roubaix. Jako kibic cieszyłem się ze zmiany trasy i przenosin w Tatry. 

Zwycięzca etapu w TdP 2005 i całego wyścigu w 2013 roku
Różnorodność jest potrzebna. Należy dać szansę promocji i organizacji innym miastom. Jednak nie myślałem wtedy, że tak szybko zatęsknię za Karpaczem. Uważam, że katowanie Orlinka może być nużące, ale ten szczyt powinien znaleźć się znowu na trasie Tdp.  Bo lepszy Orlinek od płaskiego odcinka z metą w Krakowie. Nasz wyścig jest zbyt krótki i nie możemy sobie pozwolić na etapy przyjaźni albo łatwe i krótkie czasówki po płaskim terenie w ostatnim dniu imprezy. To nic nie zmienia, nic nie wnosi. Można wygrać dwa hopko-górskie"królewskie" etapy w Tatrach, później stracić zaledwie 18 sekund na płaskiej czasówce i przegrać wszystko. I zwycięzcą całego wyścigu jest ktoś kto w górach woził się blisko, ale jednak za plecami lepszych od siebie i wyskoczył na krakowskim rynku na płaskim.

Kto pamięta sprzed kilku lat górala Marka Rutkiewicza uciekającego po płaskim, jak stół rynku w Krakowie, ten prawdopodobnie zgadza się z moją opinią. Czysta desperacja. Najgorzej, jak są siły, motywacja i chęci, a nie ma gdzie się wykazać.
Wspominał przecież  kiedyś Sylwester Szmyd, że była na TdP „noga”, ale brakowało terenu. I pomyśleć o ile mogłoby podskoczyć nam ciśnienie (i kolarzom oczywiście), gdyby ostatni etap zakończył się na podjeździe…

O zwycięstwie w całym wyścigu, który kończy się w okolicach Tatr, powinna zadecydować samotna ucieczka i zgubienie rywali na wzniesieniu. A tu nie było, gdzie i kiedy odskoczyć i zmęczyć przeciwnika.

Wiem, że etapy płaskie też są potrzebne. W końcu sprinter, to też kolarz. Dlatego powinni oni mieć swoje przysłowiowe pięć minut. Ale zaznaczam - 5 minut, a nie cztery czy pięć etapów.
Marzy mi się TdP po południowej Polsce. Od Tatr po Karkonosze. 

Orlinek, deszcz, zimno. Tak bywało w Karpaczu.
Mamy Karpacz z dobrą bazą hotelową i ze wspomnianym Orlinkiem. Są obok przełęcze: Okraj, Kowarska, Rędzińska. Jest Zieleniec i czeskie szosy z fajnymi i trudnymi podjazdami. Wystarczy spojrzeć na przekrój Klasyka Kłodzkiego. A później przejazd w Tatry, czyli Zakopane, Bukowina, Gliczarów. Jest gdzie się ścigać pod górę. Czas na zmiany i rewolucję w tym wyścigu. Inaczej kibice przed telewizorem zasną...

Czesław Lang
Czesław Lang gwarantuje kibicom, co roku świetną zabawę, a organizatorzy zapewniają sportowcom coraz lepsze warunki pobytu w naszym kraju. Jednak to, że w hotelach jest przytulnie i jak w domu nie oznacza, że na trasie powinno być łatwo, prosto i przyjemnie. Zafundujmy najlepszym grupom kolarskim na świecie, to co w kolarstwie najlepsze. Mam na myśli ściganie na wysokim poziomie i wysoko nad poziomem morza. Postawmy sobie – dosłownie – wyższe cele.
Moja filozofia i rada dla organizatorów jest prosta:

Kto szykuje się, by zdobyć Mount Everest, ten na pewno wejdzie chociaż na takie nasze Tatry. A kto myśli o górce przed domem, nigdy nie spojrzy na świat z szerszej perspektywy.


I tyle na dziś, bo czas goni nas, czyli czas na czasówkę...


Tomasz Armuła



 

Żużel po szwedzku

Rezerwa taktyczna, czyli Ostach zastępuje na blogu Armułę. No i co, że ze Szwecji...? :)


W kraju położonym po drugiej stronie Bałtyku również warczą silniki żużlowych motocykli. Nie ma tam takiego szaleństwa jak w Polsce, ale liga jest jedną z najsilniejszych o ile nie najsilniejszą na świecie. Wielu zawodników zagranicznych, w tym gronie sporo naszych rodaków, wyrównane zespoły i trudne tory sprawiają, że zawody potrafią stać na wysokim poziomie. Postanowiłem sprawdzić to na własnej skórze.


Bus „Ogóra”

W podróż na urlop do Szwecji wybrałem się samochodem i postanowiłem przeprawić się promem ze Świnoujścia do Ystadt. Wiedziałem, że podobną trasę mogą obierać polscy zawodnicy, ale nie spodziewałem się, że w niedzielne południe mogę kogoś spotkać. Okazało się jednak, że parkując na jednym z pokładów „Polonii” dostrzegłem niedaleko busa Tomasza Jędrzejaka. Samego „Ogóra” nie spotkałem niestety, ale wiedziałem już, że wystartuje w najbliższej kolejce szwedzkiej ekstraklasy. Był to jego debiut w zespole Vastervik i jak się później okazało, całkiem udany. 

Gdzie ten stadion?

Będąc już potem  u brata, który na stałe mieszka w kraju Trzech Koron,  nie mogłem sobie odmówić wizyty na zawodach żużlowych. Nie było to aż tak proste, jak mi się pierwotnie wydawało, ale udało się. Do najbliższej miejscowości, gdzie jest drużyna żużlowa było ok. 70 km, a mecze ligowe odbywają się dość rzadko. Mam na myśli Mariestad położony nad jeziorem Vanern. Miejscowa Ornarna występuje na zapleczu Elitserien, a swoje mecze rozgrywa w czwartki. Brat z powodu obowiązków zawodowych nie mógł pojechać, ale za to jego dzieci i moja latorośl kibicująca na co dzień Sparcie pojechały z wielką ciekawością. 

Nie łatwo było znaleźć miejsce zawodów, bo określenie stadion nie bardzo do niego pasował. Tor był położony ok. 15 km za miastem w środku lasu, na szczęście udało się zobaczyć tabliczkę kierującą na zjazd z głównej drogi. Wysiadając z samochodu na parkingu widać było, że obiekty w Polsce wcale nie są  w najgorszym stanie, jak mi się wcześniej wydawało. Na „stadionie” praktycznie nie było trybun. Jedynie na prostej, gdzie usytuowano start było kilka rzędów ławek, ale trudno to nazwać trybunami. Po przeciwnej stronie rosła trawa, a na górce była restauracja….. Podobnie na łukach było zielono, a miejscowi fani zaopatrzeni byli we własne leżaki i krzesełka, aby spokojnie oglądać zawody. Mimo nie najlepszej infrastruktury znalazły się stoiska z pamiątkami żużlowymi i jedzeniem dla kibiców. Nie było natomiast możliwości kupienia piwa i w co trudno uwierzyć w Polsce, kibice sami również nie przynieśli złocistego trunku. Przybyło ich kilkuset. Mimo, że mecz odbywał się w środku tygodnia, a Ornarna nie walczy o czołowe pozycje w lidze.

Długi piknik

Jako że w Szwecji dni mamy dłuższe niż w naszym kraju, to nikomu nie spieszyło się, aby zawody przeprowadzić w zbyt szybkim tempie.  Mimo, że nie było groźnych upadków, mecz z Griparną trwał prawie trzy godziny, a kibice mogli się delektować ściganiem. Nikogo to nie denerwowało, a ciekawe wyścigi sprawiły, że trudno było się nudzić. W składach obu drużyn nie było zbyt wielu znanych nazwisk, ale mimo tego było sporo walki na torze, a wynik ważył się do ostatniego biegu. W ekipie z Mariestadu pojawił się Norbert Kościuch, co od razu sprawiło, że było komu kibicować z większym zapałem. Nie on był jednak liderem Ornarny, a leciwy już Peter Karlsson. Doświadczony Szwed pokazał, że młodsi koledzy muszą się jeszcze sporo uczyć, aby mu dorównać. Jak prawdziwy lider trzymał wynik po stronie miejscowych, wygrywał ważne biegi i w ogromnym stopniu przyczynił się do niespodziewanego zwycięstwa Ornarny. Na torze walczył jak za najlepszych lat i wzbudzał prawdziwy entuzjazm wśród Skandynawów.
Peter Karlsson

Inne kibicowanie

P.Karlsson. Początki kariery.
 W odróżnieniu od polskich stadionów, nie było szalikowców, zorganizowanego dopingu. Nie oznacza to jednak, że widzowie przysypiali. Najwierniejsi fani Ornarny mieli koszulki klubowe, a kilku nawet flagi i żywiołowo reagowali na wydarzenia na torze. Potrafili docenić nie tylko wygrane swoich pupili, ale i efektowne akcje rywali. Zabrakło za to wyzwisk, obraźliwych piosenek pod adresem przeciwników, czy odpalania rac. Tego mi jednak nie brakowało na zawodach szwedzkiego speedwaya…. W przerwie między biegami nagrodzeni zostali młodzi adepci żużla, którzy być może już niedługo pokażą się w rywalizacji z seniorami. Na oko mieli po ok. 12-13 lat, a tak wczesna jazda może przynieść spore efekty w niedalekiej przyszłości. 

Ostatecznie miejscowi kibice byli po meczu bardzo zadowoleni, bo Ornanra zwyciężyła Griparnę 47:43. Ważne punkty, mimo że tylko pięć przywiózł nasz rodak Norbert Kościuch. Ogromną klasę pokazał Peter Karlsson (16 pkt), a wśród przeciwników wyróżnił się Andriej Karpow (13 pkt).
Młodzi kibice, którzy wraz ze mną byli na meczu, nie nudzili się, szczególnie, że zaopatrzyli się w żużlowe pamiątki. Ciekawe zawody, przyjazna atmosfera i brak niepotrzebnego ciśnienia na zawodnikach sprawiły, że spotkanie w szwedzkiej drugiej lidze warto było zobaczyć. Mam nadzieję, że jeszcze będzie okazja, aby pojawić się na zawodach w Szwecji, albo na spotkaniu ligowym, albo na turnieju Grand Prix.

Greg
 

HUZARia z Zielonego Wzgórza

To była rewelacyjna sobota. Bartosz Huzarski wrócił z Tour de France i postanowił ze swoimi kibicami zablokować na chwilę drogi dookoła Sobótki :)Na facebookowe zaproszenie Huzara do wspólnego kręcenia na rowerach odpowiedziało 40 osób. Zbiórka pod stadionem miejskim obok Alei Gwiazd Kolarstwa, wspólna fota i lecimy.


Pogoda jak na zamówienie, trasa rewelacyjna. Dla stałych uczestników imprez kolarskich w Sobótce zupełna nowość. Warto tam wrócić, żeby nie powielać ciągle trasy z Mistrzostw Polski.


Nigdy z czymś takim się nie spotkałem. Nigdy nie słyszałem, żeby inni kolarze organizowali podobne spotkania. Nie wiem skąd pomysł Bartosza Huzarskiego (trzeba będzie zapytać) na taką akcję, ale to strzał w dziesiątkę. Oby więcej, oby częściej! :)

Trasa liczyła 50 kilometrów. Końcówka na Tąpadle kompletnie mnie zniszczyła i nie byłem w stanie utrzymać koła z najlepszymi, ale nie to było najważniejsze. Wiedziałem, że na mecie czeka nagroda i że to będzie niezły NUMER! :)

Meta w Sulistrowiczkach w knajpce Zielone Wzgórze. Siedzimy, gadamy, odpoczywamy. Pamiątkowy medal Huzara z TdF przechodzi z rąk do rąk. 


Huzar śmiga z kawą między stolikami jakby cale życie kręcił interesem restauracyjnym, a nie na rowerze. Człowiek czuje się jak w domu. Odpowiada na pytania, dzieli się wrażeniami z pierwszego w życiu Tour de France. Normalny facet. Nawet nogi, jak nie ze zdjęcia. Mówię Wam-człowiek z krwi i kości! :) Żaden cyborg!


Pierwszy raz miałem okazję porozmawiać z Bartoszem Huzarskim w 2006 roku. Byłem praktykantem w tygodniku Słowo Sportowe i za wszelką cenę chciałem tam wprowadzić rewolucję i wrzucić kolarstwo na pierwszą stronę.  Byłem głupi i naiwny. Połknęła moje marzenia brutalna rzeczywistość tak jak peleton pochłania uciekiniera. Gazeta żyła piłką od Ekstra do B klasy, więc zadanie kolarskie było praktycznie niemożliwe do zrealizowania. Ciężko było się przebić, ale nie odpuszczałem. Ruszał akurat Tour de Pologne, więc pasowało, żeby do gazety dolnośląskiej wrzucić wywiad z kolarzem z Dolnego Śląska.

No to dzwoniłem. Huzar zawsze miał czas, żeby pogadać z zielonym praktykantem. Nie odmawiał wywiadów, choć uczciwie mówiłem mu, że szanse na to, że wywiad wejdzie do gazety są małe. To był mój pierwszy kontakt "zawodowy" ze sportowcem z górnej półki. Pierwsze przetarcie w zawodzie. (Dopiero później była moja najważniejsza "czarna"specjalizacja, czyli Crumpy, Holdery, Golloby). Oczywiście miejsca na wywiad z Bartoszem Huzarskim w gazecie nie było. Naczelny odrzucił, bo ważniejsze były wyniki piłki nożnej albo reklama margaryny. Na szczęście nie zmarnowało się, bo kolarskie portale internetowe działały już wtedy prężnie: http://www.pro-cycling.org/index.php?kategoria=teksty&pokaz=2&artykul=232

Po latach widzę, że na starym podwórku sporo się zmieniło. Nie wiem czy po sukcesach Kwiatkowskiego i Majki czy trochę wcześniej po totalnej rewolucji redakcji Słowa Sportowego, ale dziś patrzę na okładkę gazety, a tam Huzar! To co mi się nie udało siedem lat temu, udało się redaktorowi Czechowi:  http://www.slowosportowe.pl/rozmowa-z-bartoszem-huzarskim-kolarzem-ekipy-netapp-endura-uczestnikiem-tour-de-france.html


I to mnie cieszy (choć zazdroszczę), bo pokazuje, że kolarstwo znowu może być na topie. Szkoda tylko, że trzeba było czekać na tak wielkie sukcesy, a nie umieliśmy wspierać tego sportu w kryzysie. Piłkarze dostają mega kredyt zaufania od trzydziestu lat. Gdzie tu sprawiedliwość?! Ale koniec narzekania. Cieszmy się kolarską chwilą! Niech trwa.

I tak siedzi cała HUZARia pod Zielonym Wzgórzem, a na odchodne Bartosz Huzarski wpada z kopertami...

A w środku niespodzianka. W życiu bym nie przypuszczał, że coś takiego mnie spotka! Wpadajcie przy następnej okazji do Sobótki! Z tego Huzara to jest niezły... numer! :)




Panie Bartoszu, za dziennikarskie przetarcie 2006 i niezły numer 2014, bardzo dziękuję!

Tomasz Armuła

Chwila przed startem

Mroczu atakuje przed metą

Renata pokonała Dominika na podjeździe;)

Meta

Przepraszam kierowcę w białym aucie, że jadę z lewej, ale Huzar... Sami rozumiecie...;)